Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Są wyniki czytelnictwa za 2016 rok. I znowu nic z nich nie wynika

Po zapaści w 2008 r. wskaźniki nie chcą drgnąć. Po zapaści w 2008 r. wskaźniki nie chcą drgnąć. Freddie Marriage / StockSnap.io
Zamiast dobijać się wynikami badań Biblioteki Narodowej, jak najszybciej rozpocznijmy własną kampanię promocji czytelnictwa.

Transmisja na żywo z ogłoszenia wyników badania czytelnictwa w 2016 r. skończyła się, zanim się zaczęła. I nie usłyszeliśmy piorunującej wiadomości, bo od zeszłego roku nie zmieniło się prawie nic – znowu 63 proc. Polaków nie przeczytało żadnej książki, a jeśli już czytali, to powieści Henryka Sienkiewicza i E.L. James, czyli „Greya”. No i sięgali jeszcze po „Dziewczynę z pociągu”. Współczesna literatura interesuje marginalną liczbę czytelników. Natychmiast czujemy się z tym źle – my, czytające dinozaury. Gorzej jeszcze czują się pisarze, bo dla kogo pisać?

Po zapaści w 2008 r. wskaźniki nie chcą drgnąć. Od tego czasu ogłoszenie wyników czytelnictwa stało się dorocznym rytuałem biczowania, z którego nic nie wynika. Nie idą za nim narodowe kampanie promujące czytelnictwo, wielkie dotacje na zakup książek w bibliotekach (a za to mają zniknąć szkolne biblioteki!), nowe programy o książkach w mediach. Wyjątkowi optymiści doszukają się znaków poprawy w raporcie, bo wzrosła liczba osób czytających powyżej siedmiu książek rocznie. Podobnie jak rośnie liczba wydawanych książek. I to by było na tyle.

Statystyki czytelnictwa versus rzeczywistość

Inaczej jednak wygląda rzeczywistość, gdy odłożymy raport i rozejrzymy się dookoła: w tramwaju nr 15 ludzie zawsze czytają, w metrze podobnie. Zamiast wielkich państwowych kampanii mamy wiele świetnych inicjatyw konkretnych osób, które jak mogą, promują czytanie – jutro zaczyna się w całej Polsce Weekend Księgarń Kameralnych, zorganizowany przez Annę Karczewską i Kolektyw Księgarń Kameralnych. To świetna okazja, żeby odwiedzić księgarnie, spotkać autorów, porozmawiać o książkach.

Reklama