Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

„Ucho prezesa” tym razem dopieka opozycji. Wyszło zabawnie, ale i smutno

Tomasz Sapryk jako Grzegorz Schetyna Tomasz Sapryk jako Grzegorz Schetyna mat. pr.
W trzynastym odcinku generalnie obśmiewającego rząd serialu lwią część czasu poświęcono podśmiewaniu się z liderów partii opozycyjnych. Było zabawnie, ale i smutno, bo Górski tylko przypomniał nam, jak wygląda polska klasa polityczna.

Jeżeli już wcześniej w kontekście „Ucha prezesa” najczęściej pytano, czy ten wyświetlany w serwisie Showmax i na YouTube serial satyryczny faktycznie obnaża błędy i gafy rządu czy ociepla wizerunek Kaczyńskiego, to po najnowszym epizodzie dopiero się zacznie. Otóż wprawdzie wciąż mamy tu Prezesa i Płaszczaka, a prezydent nadal robi za wystrój recepcji biura przy Nowogrodzkiej, błaznów robią jednak z siebie przede wszystkim liderzy opozycji.

Najpierw pojawia się Grzegorz Schetyna, szybko jednak do rozmów dołącza Ryszard Petru, potem pragnący wszystkich pogodzić Władysław Kosiniak-Kamysz, aż w końcu rzucający mięsem i generalnie nerwowy Paweł Kukiz, do którego dołącza Liroy. Znalazło się nawet miejsce (na kolanach Petru) dla Joanny Schmidt, która wsławiła się towarzyszeniem szefowi Nowoczesnej w grudniowej podróży do Portugalii.

Każdy z tych polityków chce coś ugrać. Łaszą się do Prezesa, Schetyna chce przehandlować Tuska w zamian za poparcie w wewnętrznych walkach w PO, Petru liczy na odbicie się w sondażach, Kosiniak-Kamysz jak zdarta płyta powtarza prośby o szanowanie chłopów i apele o spokój, Kukiz klnie i miota się jak poparzony, a Liroy daje prezydentowi skręta. W skrócie: burdel. Czyli realizm zachowany.

„Ucho prezesa” trafnie o pozycji opozycji

Po przeciwnej stronie biurka siedzi zaś Prezes, uśmiechając się błogo niczym kot, któremu myszy same pchają się do pyska.

I w zasadzie byłby to odcinek naprawdę zabawny, jeden ze śmieszniejszych z dotychczas nagranych (Wojciech Mecwaldowski wspaniale odgrywa Kukiza, Lesław Żurek zachwyca jako Petru, jedna z najlepiej sparodiowanych postaci w „Uchu…”), gdyby to wszystko nie było przy okazji tak trafną diagnozą polskiej sceny politycznej. Bo można się śmiać, można doceniać Sapryka jako Schetynę czy właśnie Mecwaldowskiego jako klnącego Kukiza, kamera nieuchronnie pokaże jednak i szerszy rzut gabinetu Prezesa, a wtedy oczom widzów ukażą się wszystkie polityczne alternatywy w kraju, każda bez mała okropna i zasługująca właśnie co najwyżej na obśmianie.

Reklama