Margaret Atwood, 77-letnia dziś kanadyjska pisarka z wieloma nagrodami na koncie i półtoramilionową rzeszą obserwujących na Twitterze, jest zdania, że zmieniający się przez lata odbiór jej najgłośniejszej powieści świadczył o stanie demokracji i praw kobiet w Stanach Zjednoczonych i na świecie.
Premierę i dobre recenzje miała w 1985 r., w apogeum konserwatywnej kontrrewolucji – w Stanach Zjednoczonych rządził republikanin Ronald Reagan, w Iranie konstytuowała się teokracja ajatollahów odbierająca kobietom prawa i wolność, na wschodzie Europy żelazna kurtyna wydawała się nie do ruszenia. Ale już pięć lat później, w 1990 r., filmowa adaptacja Volkera Schlöndorffa (ze scenariuszem Harolda Pintera) przyjęta została bardzo chłodno. Świat trwał w stanie euforii po upadku muru berlińskiego. Wielu podzielało pogląd Francisa Fukuyamy o końcu historii i triumfalnym pochodzie liberalnej demokracji przez świat. Czarna wizja Atwood została odłożona do lamusa historii.
Nie na długo. Ostatnie lata to ponowny marsz konserwatyzmu przez świat, z patriarchalizmem, odbieraniem praw kobietom i mniejszościom seksualnym, wszechobecną retoryką religijną. Po wyborach prezydenckich w USA „Opowieść podręcznej” trafiła na listę bestsellerów Amazona. Obok „Roku 1984” George’a Orwella, wydanego po raz pierwszy w 1949 r.
„»Opowieść podręcznej« to nie instruktaż” – pisały na transparentach Amerykanki protestujące przeciw antykobiecej polityce prezydenta Donalda Trumpa i jego administracji. Nazwa powieściowego państwa stworzonego na gruzach Ameryki, Gileadu, pojawiła się w mediach społecznościowych jako komentarz do zdjęcia, na którym męscy przedstawiciele partii republikańskiej debatują w Białym Domu nad zmianami w prawie o opiece macierzyńskiej.