Filip Bajon, reżyser filmowy:
Odszedł nasz kolega pokoleniowy, z którym łączyła nas miłość i zrozumienie filmu. Bardzo ceniłem jego opinie. Pisząc lekko, traktował kino z powagą i generalnie się z nimi zgadzałem. Jego recenzje były wyważone, sprawiedliwe, bez zajadłości i poczucia, że tylko on ma rację. Pisał również bardzo ciekawe artykuły zbiorcze omawiające na szerszym tle różne zjawiska kulturowe. A kiedy robił wywiad, to była nobilitacja.
Znałem go osobiście, bardzo długo i bardzo dobrze. Sprawiał wrażenie człowieka spokojnego, wyważonego, intelektualnie doświadczonego. Był postacią przyjacielską. Nigdy nie plotkował. Gdy chciałem coś załatwić w mediach, zawsze mogłem się do niego zwrócić, a on chętnie udostępniał łamy POLITYKI. Nigdy nie odmawiał pomocy. Spotykaliśmy się często na premierach teatralnych. O teatrze dużo nie rozmawialiśmy. To chyba było jego hobby. Prawdziwą pasją był film. Znał doskonale historię kina, przeszedł przez polski repertuar lat 60., przez wszystkie nowe fale. Miał doskonałą pamięć. Uważałem go za wybitnego krytyka.
Jerzy Gruza, reżyser i scenarzysta:
Jestem w takim wieku, że obserwuję ludzi już pod kątem nieprzemijających wartości. I wśród znakomitych polskich krytyków filmowych Zdzisław Pietrasik to był wyjątkowy człowiek, bo był szalenie życzliwy i zdroworozsądkowy w tym, co pisał. Nie ulegał zachwytom, które nadmuchiwały talenty jak balony do niewyobrażalnych rozmiarów. On znał miarę i wiedział, co jest inteligentne i prawdziwe w kinie. Gustaw Holoubek mówił zawsze o pewnym znanym aktorze, że on gra ostatnią premierę w taki sposób jak osoba, którą widział ostatnio na scenie. Jak widział Łapickiego, to grał Łapickim. Jak widział Holoubka, to grał Holoubkiem. Zdzisław niezależnie od tego, co widział w Cannes, miał swoje zdanie i swój pogląd.