Sojusz świńsko-pajęczy
„Pajęczyna Charlotty”: o zwierzętach dla miejskich dzieci
W przeciwieństwie do ludzi hodowlane zwierzęta nienawidzą jakichkolwiek świąt. Święta oznaczają bowiem, że ktoś pójdzie pod nóż. Dorodna gęś albo zdrowo odkarmiony świniak. Takie jest prawo wsi, choć można by je równie dobrze nazwać prawem dżungli. Ale istnieje także inne prawo – słabe osobniki nie dostają szansy na życie. Prawo to postanawia złamać jedna z bohaterek „Pajęczyny Charlotty” – dziewczynka o imieniu Frania, córka farmera, pana Arable. I choć farmer wydaje się twardy niczym skała, na prośbę córki mięknie, a Frania karmi najsłabszego z miotu warchlaka butelką. Nadaje mu imię Wiluś, spędza z nim mnóstwo czasu i darzy niezwykłą miłością. Nie wie jednak, że świński los jest okrutny i kończy się na farmerskim stole. Z pomocą przychodzi tytułowa Charlotta, sprytna i niezwykle pomysłowa pajęczyca, która postanawia zamienić zwykłą świnkę w istotę niemal cudowną. Ot, i cały pomysł na książkę, ale jej autor, czyli Elwyn Brooks White, pokazuje, że owszem, liczy się pomysł. Ale nade wszystko jego wykonanie.
White przez dekady prowadził tak naprawdę dwa równoległe twórcze życia. Jedno z nich to życie pisarza dla dzieci, a drugie – wziętego dziennikarza, felietonisty i komentatora, stałego współpracownika „New Yorkera”, a przez kilka lat również „Harper’s Magazine”. To drugie życie jest w Polsce nie za bardzo znane, choć było intensywne i w 1978 r. zaowocowało Nagrodą Pulitzera. Czy ma to jakiekolwiek znaczenie dla odbioru „Pajęczyny Charlotty”? Teoretycznie nie, ale dziennikarski, krytyczny i analityczny sposób widzenia świata raczej nie przeszkodził White’owi w karierze autora dla dzieciaków.