Anioły morza
„Dunkierka”, najbardziej oczekiwany film sezonu. Z jej mitem mierzyło się wielu twórców
Porażka, która natchnęła naród – tak przyjęło się określać wydarzenia mające miejsce na plażach Dunkierki w czerwcu 1940 r. Chociaż alianccy żołnierze – głównie brytyjscy, ale także francuscy i belgijscy – zostali wówczas zmuszeni do niechlubnej ucieczki kanałem La Manche przed hitlerowską armią, to jednak udało się w ten sposób ewakuować ponad trzysta tysięcy osób, które w znaczącym stopniu przyczyniły się w kolejnych latach wojny do kapitulacji i upadku Trzeciej Rzeszy. Cud! – grzmiała dumnie i zgodnie wyspiarska prasa, konstytuując tym samym jeden z najważniejszych mitów narodowych w Wielkiej Brytanii. Równie dumnie i zgodnie zareagowała opinia publiczna, która pielęgnowała pamięć o rzeczonym sukcesie podczas słynnej bitwy o Anglię i pielęgnuje najpewniej do dziś, o czym świadczy choćby komediodramat „Zwyczajna dziewczyna” w reżyserii Lone Scherfig, w którym ekipa filmowa zostaje oddelegowana przez rząd do realizacji propagandówki inspirowanej bohaterskimi wydarzeniami na północnym wybrzeżu Francji. Co jednak ciekawe i paradoksalne zarazem, dunkierska sensacja – wbrew powszechnemu wyobrażeniu – nie doczekała się dzieła, które ukazywałoby ją jako niezaprzeczalny triumf, podtrzymując tym samym gorące emocje towarzyszące brytyjskiemu społeczeństwu. Wręcz przeciwnie – operacja Dynamo, największa ewakuacja w historii, prezentowana jest w kinie w sposób dwuznaczny, by nie powiedzieć wprost: krytyczny.
Prawdopodobnie jedynym filmem, w którym działania w rejonie Dunkierki zostały przedstawione wyraźnie pozytywnie, choć stanowią one w istocie tylko tło opowieści, jest obsypana sześcioma Oscarami „Pani Miniver” z 1942 r.