Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

„Wojna o planetę małp” to zwierciadło, w którym mogą przejrzeć się ludzie

Kadr z filmu „Wojna o planetę małp” Kadr z filmu „Wojna o planetę małp” mat. pr.
Reżyser Matt Reeves, producent Dylan Clark i aktor Andy Serkis opowiadają o pracy na planie i sensie powracającej serii o planecie małp.

Na spotkaniu z dziennikarzami, w którym uczestniczyli reżyser „Wojny o planetę małp” Matt Reeves, producent Dylan Clark i gwiazda, filmu Andy Serkis, łatwo było zauważyć, kto naprawdę trzyma wodze tego projektu. I tak rozmowa z trzema panami zamieniła się w rozmowę z jednym z nich, z okazjonalnymi wtrętami dwóch pozostałych. Wszystko dlatego, że Matt Reeves to gaduła. Przy czym jego gadulstwo wynika z pasji dla projektu, jakim są filmy z serii o planecie małp.

Wyraźna była również sympatia między całą trójką, zwłaszcza między Clarkiem i Reevesem. Panowie współpracę rozpoczęli przy „Ewolucji planety małp”, kontynuowali ją przy „Wojnie…”, a gdy Matt Reeves przejął wodze filmu „The Batman”, jako producent dołączył do niego rzecz jasna Dylan Clarke, który wcześniej z Mrocznym Rycerzem nie miał do czynienia.

Sporą część wywiadu stanowiły więc przekomarzania i żarciki trzech panów (pytany o najtrudniejszy aspekt pracy nad filmem, Clark odpowiedział, że była nim współpraca z Serkisem i znoszenie jego wahań nastrojów), których w poniższym zapisie nie zawarłem.

Na planie serii „Planeta małp”

Matt Reeves: Dołączając do projektu jako reżyser „Ewolucji…”, wykonałem niemalże skok na główkę bez przygotowania. Odebrałem telefon od studia, skąd dostałem propozycję, ale jako haczyk podano, że mam na to mało czasu.

Dylan Clark: Nie no, głównym wymogiem było, żeby film był dobry… (śmiech)

Mat Reeves: Inna sprawa, że wprawdzie miałem własny pomysł na ten film, ale byłem pewien, że studiu się on nie spodoba. Spotkaliśmy się, opowiedzieli mi, jak oni to widzą. Stwierdziłem wtedy, że to nie dla mnie, chciałem podziękować. Dylan mnie jednak zatrzymał, umówiliśmy się u niego w domu. Rozmawialiśmy, wyklarowała się z tego moja wizja „Ewolucji…”, czekałem jednak na haczyki, jakieś wytyczne, na zasadzie: zgodzą się, żebym zrobił to, co chcę, ale przy okazji będę musiał inkorporować do filmu listę ich pomysłów. To się jednak nie zdarzyło! Z miejsca na wszystko się zgodzili. Niedowierzałem.

Jedyny warunek to ten krótki czas pracy. Z tego powodu przed „Ewolucją…” nie było czasu na oglądanie jakichkolwiek filmów dla inspiracji. Po prostu od razu wzięliśmy się za pisanie. Poprawialiśmy scenariusz nawet na etapie montażu. Dzięki technologii performance capture można wprowadzać sporo zmian, wystarczyło zaprosić Andy’ego [Serkisa – przyp. red.], żeby nagrał dodatkowe sceny. To nie tak, że nagrywasz wszystko od nowa, a tylko kawałek z jednym aktorem, który następnie wklejasz do wcześniej kręconych ujęć. Jest to dosyć męczące, ale możliwe.

Przed „Wojną…” skupiliśmy się więc na przygotowaniach i oglądaliśmy te wszystkie filmy, na które wcześniej nie było czasu. To też zabawne, bo gdy „Ewolucja…” weszła do kin, wiele osób doszukiwało się podobieństw między tym filmem a starszymi „Planetami małp”, a przecież gdy kręciliśmy, poprzednie filmy pamiętałem tylko z dzieciństwa. A Mark [Bomback, drugi scenarzysta filmu] chyba nigdy ich wcześniej nie widział. Za to później sami dostrzegaliśmy pewne zbieżności narracyjne.

Zależało nam na tym, żeby „Wojna…” była samodzielna, żeby nie odnosiła się do żadnego wcześniejszego „małpiego” filmu, co najwyżej w szczegółach, które dodawaliśmy jako smaczki dla fanów. Zamiar był taki, żeby były to opowieści osadzone w tym samym uniwersum co klasyczne części serii, ale jednocześnie – żeby były nowymi, niezależnymi historiami.

Dylan Clarke: W przypadku „Ewolucji planet małp” Matt miał bardzo ograniczony czas zarówno na napisanie scenariusza, jak i samo kręcenie. Nie miał też zbyt wiele czasu na przygotowanie się do wejścia na plan. Przy „Wojnie…” udało się już tego uniknąć, miał więc swobodę w pisaniu i planowaniu. Chcieliśmy, aby jego wizja była jak najambitniejsza. Żeby był odważniejszy.

Znaliśmy naszych aktorów, Andy’ego i resztę ekipy – sumie nie znaliśmy Woody’ego [Harrelsona], ale na szczęście okazało się, że do nas pasuje. Chcieliśmy, żeby Matt naprawę poddał ich w tym filmie ciężkiej próbie. Bo celem było to, żeby powstał naprawdę efektowny blockbuster, oferujący świetną rozrywkę.

Andy Serkis: To nie był łatwy film do nakręcenia. Od strony technicznej, ale i emocjonalnej był bardzo wyczerpujący. Był to chyba najtrudniejszy projekt w mojej karierze. Stawki są tu niezwykle wysokie, Ceasar jest w bardzo mrocznym miejscu.

I może tego nie wiecie, ale gdy aktor gra i naprawdę wciela się w swojego bohatera, zmienia przez to metabolizm, oszukuje samego siebie, swój organizm. Wmawia sobie, że to, co się dzieje, jest prawdziwe, dzięki czemu może ogrywać wszystkie emocje. Dlatego psychicznie i fizycznie przechodzi się to samo co postać. Na planie bawiłem się świetnie, to muszę podkreślić, ale jednocześnie ta produkcja była bardzo, bardzo wymagająca.

Matt Reeves: Andy zrobi wszystko dla dobrego ujęcia. Często przychodził do mnie i prosił, żebym wywarł presję na innych aktorów, nalegając, żeby bardziej go przycisnęli. Żebyśmy nakręcili kolejne ujęcie, w którym obchodzą się z nim brutalniej. Jego poświęcenie dla tego, co robi, jest po prostu oszałamiające.

Nowe filmy o planecie małp

Matt Reeves: Filmy te pokazują zmagania Ceasara od przewodzenia rewolucji w „Genezie planety małp”, przez balansowanie na granicy pokoju i wojny w „Ewolucji…”, a teraz do wojny. Wojny, o którą Ceasar się obwinia, której nie potrafił uniknąć. Dręczy go chociażby to, że musiał złamać prawo, w myśl którego małpa nie zabija małpy. Bo miały być lepsze od ludzi. Jedną z najważniejszych rzeczy pokazanych w „Ewolucji…” było jednak to, że wcale się od nas tak bardzo nie różnią, że jesteśmy niemalże lustrzanymi odbiciami.

W „Wojnie…” Ceasara dręczyło przekonanie, że gdyby był w stanie zrozumieć Kobę, pojąć jego nienawiść do ludzi, to może mógłby wojnie zapobiec. W miarę jak ten konflikt się rozwija, gdy giną kolejne małpy, sam Ceasar zaczyna odczuwać do ludzi to, co czuł do nich Koba.

Trylogia o planecie małp to więc kronika kolejnych prób, którym poddawany jest główny bohater, od skromnych początków, przez rewolucję, przez próby wypracowania pokoju, aż do przewodzenia swojemu ludowi w czasie wojny. I jeżeli Ceasar miałby wyjść z tych zmagań zwycięsko, według ludzkich norm byłby niemalże bogiem.

Filmy z serii „Planeta małp” zawsze były kręcone jako alegorie odwołujące się do współczesności. Robiliśmy coś podobnego, bo choć w tych filmach bohaterem jest Ceasar, tak naprawdę my się w nich przeglądamy. To są opowieści o ludzkiej naturze. Propozycja dołączenia do tego projektu ucieszyła mnie przede wszystkim dlatego, że zdawałem sobie sprawę, że mogę nie mieć innej okazji, by w takiej skali opowiadać o takich rzeczach jak to, kim jesteśmy i co czyni człowieka człowiekiem.

„Wojna…” jest dla mnie anatomią przemocy. Wiedziałem, że wszystko musi się skończyć źle, ostatecznie przecież dostaniemy planetę małp, a nie małp i ludzi, mogłem więc skupić się tu na tym, co poszło źle, co jest w nas takiego, że schodzimy na mroczne ścieżki.

Z tego wszystkiego wynika też ponury ton tych filmów. Taki urok kina postapokaliptycznego, że możemy przyglądać się naszemu upadkowi. Na co dzień żyjemy w takim strachu przed tym, co może się wydarzyć i co już się dzieje, że cieszą nas historie, w których możemy się nieco od tego zdystansować, choćby przez mówienie sobie, że to nie my, to te małpy.

Jaka przyszłość planety małp?

Matt Reeves: Nie mamy ustalonej liczby filmów.

Dylan Clarke: Pokochaliśmy tych bohaterów, więc chcielibyśmy dalej o nich opowiadać, decydującym czynnikiem będzie jednak reakcja widzów na „Wojnę…”.

Matt Reeves: Zaletą istnienia pierwszej „Planety małp”, tej z 1968 r., jest to, że stanowi ona cel, do którego dążymy, że wiemy, dokąd zmierzamy. Jednocześnie nie chodzi jednak o to, by dotrzeć do tego momentu i na nowo opowiedzieć tę historię, ale żeby pokazać drogę do niego. Wiemy przecież, jak tamta historia się kończy, wiemy, że ludzkość przegrała, że straciliśmy Ziemię. W naszych filmach możemy zająć się bohaterami i ścieżką, który podążali. To coś w rodzaju wielkiej rosyjskiej powieści o małpach, którą prezentujemy rozdział po rozdziale. Powtórzę: nie chodzi o sam cel, ale o drogę.

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Czy człowiek mordujący psa zasługuje na karę śmierci? Daniela zabili, ciało zostawili w lesie

Justyna długo nie przyznawała się do winy. W swoim świecie sama była sądem, we własnym przekonaniu wymierzyła sprawiedliwą sprawiedliwość – życie za życie.

Marcin Kołodziejczyk
13.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną