Życie nie jest piękne
Woody Allen m.in. o swoim najnowszym filmie i kłopotach Hollywood
Janusz Wróblewski: – Bohaterką „Na karuzeli życia”, podobnie jak „Blue Jasmine”, jest „kobieta kamikadze” ciągnąca innych za sobą na dno. Zamiast miłej opowieści przy kominku kolejny raz otrzymujemy ciekawy portret psychologiczny, który jest zarazem obrazem unicestwienia.
Woody Allen: – Już starożytni Grecy docenili ten typ bohaterek: niesłuchających głosu rozsądku, silnie ulegających instynktom i lękom. Antygona, Medea działają nie pod wpływem rozumu, tylko uczuć, czym przypieczętowują swój los. Współczesnymi odpowiednikami takich postaw zajmowali się m.in. Eugene O’Neill i Tennessee Williams. Mnie też te trudne, na granicy szaleństwa emocje fascynują najbardziej. Czasami jak we „Wszystko gra” prowadzą one do zguby mężczyznę. Częściej jednak przyglądam się światu z kobiecej perspektywy. Może dlatego, że kobiety mają większą skłonność do autodestrukcji.
Trzymając się tego literackiego porównania, można powiedzieć, że niszcząca swoje małżeństwo niewierna marzycielka, grana przez Kate Winslet, to bratnia dusza pani Bovary.
Wydaje mi się, że 90 proc. osób, które pod wpływem pożądania porzucają moralne konwenanse, ma coś wspólnego z bohaterką Flauberta. Wybierając małżeństwo, nagle uświadamiają sobie, że znalazły się w pułapce. Czują się niespełnione, nieszczęśliwe. Przygnębia je świadomość, że u boku kogoś innego mogłyby wieść lepszy, bardziej romantyczny żywot. Nawiasem mówiąc, o tej złudnej nadziei spotkania kogoś, kto będzie nam w stanie zapewnić większe poczucie bezpieczeństwa i komfortu, mówią prawie wszystkie wielkie powieści, filmy czy sztuki.
Narratorem „Na karuzeli życia” jest decydujący się na romans początkujący, zapatrzony w siebie dramaturg, dorabiający jako ratownik na plaży w Coney Island, grany przez Justina Timberlake’a.