Design wymyka się jednoznacznym kryteriom oceny. Bo czy wyżej cenić przedmiot bez wątpienia doskonały estetycznie, ale uciążliwy w użytkowaniu, czy raczej zaskakująco popularny i praktyczny, ale średniej urody? Czy bardziej wypada się zachwycać niezwykłym meblem, który jest proekologiczny, czy meblem, który ma szansę na masowy sukces? W ostatnim czasie mieliśmy do czynienia z kilkoma ważnymi próbami wyznaczenia w polskim designie hierarchii i wytyczenia linii, która oddzielałaby projekty niewarte zapamiętania od tych, które ustawione w gablotach winny stać się obiektem pożądania, naśladowania czy adoracji.
W latach 2000–01 Muzea Narodowe Warszawy i Krakowa oraz Centrum Kultury Zamek w Poznaniu objechała wystawa „Rzeczy pospolite”. Już sam tytuł wskazuje, że posłużono się na niej kryterium wyboru eksponatów, które można by nazwać socjologiczno-nostalgicznym. Walory estetyczne czy nowatorstwo potraktowano drugorzędnie, koncentrując się na społecznej historii przedmiotów w Polsce w całym XX w. Pokazano naczynia, meble, materiały, sprzęt gospodarstwa domowego, lampy czy środki transportu (auta osobowe, motocykle, rowery), które po prostu najwierniej towarzyszyły rodakom w ich życiu codziennym przez kolejne pokolenia, były swojskie. Wystawa cieszyła się ogromnym powodzeniem, co dziwić nie powinno, choć trzeba pamiętać, że „The most popular” to nie to samo co „The best of”. Zaś od kuratora wymaga bardziej wykorzystania jego wiedzy o życiu codziennym niż jakichkolwiek profesjonalnych kryteriów.
Nieco inną drogą poszła ekspozycja „ABC polskiego designu”, przygotowana przez Instytut Adama Mickiewicza w ramach programu „Niepodległa”. Swą premierę wystawa miała na festiwalu designu w Gdyni w 2017 r.