Jak ze zbiorowej tragedii nie zrobić rozrywki? W kinie ta ambiwalencja wydaje się szczególnie trudno rozwiązywalna, gdyż większość filmów poświęconych wojnie to czysty spektakl i show.
„Księga obrazów” o wojnie i przemocy
Unikając tej pułapki, a zarazem rozwijając własny nowofalowy język komunikowania się za pomocą sztuki, 87-letni Jean-Luc Godard nakręcił kolejny antyfilm zatytułowany „Księga obrazów”, tym razem poświęcony właśnie wojnie. Nie jakiejś jednej, konkretnej, tylko w ogóle: przemocy, na której ufundowane są wszystkie bez wyjątku społeczeństwa i państwa.
Eksperyment polega na tym, że Godard tworzy coś w rodzaju strumienia świadomości, niewiele się przejmując, ile z tego zrozumie widz. Obchodzi go wyłącznie jego własna antynarracja prowadzona dwutorowo.
Wbrew regułom kina rozrywkowego
Na obraz składają się strzępy wybranych przez reżysera scen z bogatego dorobku X Muzy. Są tam m.in. fragmenty krwawych hollywoodzkich widowisk, filmów dokumentalnych o Wietnamie, policyjnych kronik, reportaży z procesów zbrodniarzy, autentycznych egzekucji dokonywanych przez ekstremistów Państwa Islamskiego itp.
Niektóre ujęcia trwają nie dłużej niż ułamek sekundy, inne wloką się niemiłosiernie, ale z jakichś powodów reżyser nieoczekiwanie zmienia ich format lub dodaje barwę, więc zawsze coś się dzieje, oczywiście pod prąd oczekiwaniom publiczności, wbrew konwencjom i regułom kina rozrywkowego.
Reżyser jakby z zaświatów
Drugi nurt narracji to odautorski komentarz, wygłaszany przez Godarda zza ekranu, oczywiście nieprzypominający logicznego wykładu.