Na nowej płycie duetu Syny zatytułowanej „Sen” pojawia się w pierwszej zwrotce: „Siedzę w sklepie, wspominam stare czasy/A tu wchodzą jakieś dwa białasy/Jeden wyższy, drugi trochę niższy/Bluzy, kaptury – białasy bez kasy”. Dowiadujemy się nawet, że – poza paroma znakami szczególnymi – cechuje białasa permanentny brak kasy. Problem kasy zastępuje tu wręcz oryginalny, afroamerykański problem rasy. Ale bez względu na kłopoty osobnikowi udaje się przetrwać w miejskim krajobrazie: „Patrz w górę: czarne chmury/Białasy noszą bluzy »kangury«/Ch…j nas obchodzi, co leci z góry/Na głowach czapki, daszki, kaptury”.
Pojawiający się w potocznej polszczyźnie „białas” jest odpowiednikiem „czarnucha”, czyli słowa obraźliwego i rasistowskiego, gdy wymawiają je biali, ale przez niektóre kręgi Afroamerykanów – choćby te związane z muzyką hiphopową – używanego na co dzień bez pejoratywnego ładunku. Bardziej jak „ziomek”. Zarazem jednak z głębszym kontekstem – bo „nigger” czy „nigga”, najogólniej mówiąc, wpisuje się we wspólnotę ludzi, których droga jest trudniejsza, być może bardziej niebezpieczna, ludzi pozbawionych przywilejów, z historią niewolnictwa i nierównych praw. A skoro wzorzec ulicznej kultury z Ameryki przeniósł się na cały świat, to dlaczego i biali nie mieliby dla siebie znaleźć analogicznego określenia?
Mirosław Pęczak zwracał kiedyś uwagę (POLITYKA 43/01), że podejście do opisującego podobną grupę terminu „blokersi” zmieniało się tak jak w wypadku „chuliganów” – z inwektywy rzecz stała się powszechnie akceptowaną autodefinicją.