Ostatni spektakl, „Francuzów” na podstawie siedmioksiągu Marcela Prousta, pełną ironii elegię dla zachodniego świata z jego salonami, ale też opowieść o starzeniu się i odchodzeniu, Warlikowski zrealizował w Nowym trzy lata temu. Potem reżyserował za granicą opery. Wraca na Madalińskiego sztuką znów o odchodzeniu, ale z akcją osadzoną tym razem na prowincji, z bohaterami o innych problemach i statusie społecznym, ale z podobnym poczuciem rozczarowania, niespełnienia i samotności. „Wyjeżdżamy” to też powrót Warlikowskiego do izraelskiego dramatopisarza Hanocha Levina. Po świetnie przyjętym „Krumie” sprzed 13 lat sięga po sztukę „Pakujemy manatki”, z podtytułem „Komedia na osiem pogrzebów”.
Prace nad adaptacją zaczęły się przed rokiem, PiS rozkręcało antyinteligencką czy antyelitarną nagonkę, w wielu domach i kawiarniach toczyły się dyskusje, w których przewijało się pytanie o emigrację – rzeczywistą albo wewnętrzną. Listopadowy Marsz Niepodległości z kibolskimi racami, biało-czerwonymi flagami z wyrysowaną wielką pięścią oraz okrzykami „Wielka Polska katolicka” podnosił temperaturę tych dyskusji. A potem przyszedł marzec i nowelizacja ustawy o IPN, która w 50. rocznicę wygnania ostatnich Polaków o żydowskich korzeniach z kraju uwolniła demony antysemityzmu.
Bolesnego spektaklu o zagubieniu
Premierę Warlikowskiego poprzedziły w Nowym pokazy „Procesu” Kafki w reż. Krystiana Lupy, bolesnego spektaklu o zagubieniu i wyobcowaniu polskiej inteligencji, z podporządkowaniem sądownictwa władzy PiS i propagandową telewizją publiczną w tle. Lupa pracę nad nim zaczynał we wrocławskim Teatrze Polskim, jednak nowy dyrektor z poparciem Ministerstwa Kultury zwolnił większość aktorów, a prestiżowy teatr zmienił w półimpresaryjną, prowincjonalną scenkę.