Sztukę odnajdujemy w modzie, designie, komiksie i architekturze, co niespecjalnie dziwi, bo wszystkie te dziedziny jakoś tam ocierają się o wizualność i kreatywność. Do sztuki chętnie przyznaje się też kuchnia, łasi się do niej motoryzacja, bankowość, producenci przeróżnych dóbr i usług. Nie na darmo przekonano nas, że zakupy robimy w galeriach, a na każdym kroku mamy do czynienia ze sztuką makijażu, sztuką bielizny czy butów. Skojarzenie ze sztuką to jak akt szlachectwa.
„Nigdy wcześniej sztuka nie stanowiła tak istotnego elementu budowania strategii tożsamości marki” – zauważa Igor Gałązkiewicz w interesującej książce „Art Branding”. Oczywiście ową tożsamość najłatwiej konstruować w przypadku towarów czy usług luksusowych. Wyjątkowość, dobry rodowód, powszechne pożądanie i zgodny podziw, wysoka cena – jakże pięknie owe walory sztuki wspierać mogą producenta biżuterii, jachtów czy dewelopera. Romansować ze sztuką można na wiele sposobów.
Artystyczne wariacje na temat butelki
Najlepiej, gdy się uda postawić znak równości między produktem a dziełem sztuki. Weźmy dla przykładu samochód. Nawet ten najdroższy i najpiękniejszy sam w sobie nie jest jeszcze dziełem sztuki. Ale istnieje kilka sposobów, by słowo „art” ściśle z nim powiązać. Chyba najdalej poszła w tym kierunku niemiecka firma, tworząc BMW Art Car Collection. Pomysł był w sumie prosty, ale i intrygujący: gotowe auta przekazano artystom, którzy mieli zamienić karoserię w obraz. Tak powstały samochody-płótna, sygnowane m.in. przez Andy’ego Warhola, Roya Lichtensteina czy Davida Hockneya. Artystyczne edycje aut przygotowywano w przeszłości także dla marki Mini (ten sam koncern). Z kolei Citroën całą gamę swych modeli nazwał Picasso.