W ostatnich czasach polska współczesna sztuka raczej niechętnie i rzadko włączała się w polityczno-cywilizacyjny dyskurs. Czasami ciekawiły ją kwestie społeczne, ale najczęściej twórcy pochylali się nad sobą; nad własnymi emocjami, nastrojami, spojrzeniem na życie. A już próby upominania się artystów o sztukę narodową i prawicową w formie oraz w treści, patriotyczną, sceptyczną wobec Europy, pozostawały nieliczne i raczej skazane na środowiskowy ostracyzm. „Dobra zmiana” niewiele w tej kwestii zmieniła, także dlatego, że zastępy narodowych z ducha artystów pozostały nieliczne. Ich symbolem i liderem stał się rzeźbiarz symbolista Andrzej Pityński, o którego pomnik katyński toczono tak zażartą batalię.
A jednak zaangażowanie zdaje się ostatnio odradzać. W krakowskim Muzeum MOCAK do końca września trwa jeszcze zbiorowa wystawa (60 twórców) pod tytułem „Ojczyzna w sztuce”. Mamy tu właściwie aż trzy ojczyzny. Po pierwsze, tę rozumianą tradycyjnie, kojarzącą się z historycznym rozumieniem patriotyzmu – czyli Chopin, bociany, wierzby, łany szumiące, bitwa pod Grunwaldem itd. Wśród współczesnych twórców nie ma dla niej specjalnego zrozumienia. Jest trochę ironicznych zabaw, jak w przypadku Oskara Dawickiego, recytującego głosem dziecka „Bagnet na broń”. Czy „Poezji przydrożnej” Władysława Hasiora utrwalającego dawne uliczne hasła z czasów PRL, będące osobliwą mieszanką socjalizmu z patriotyzmem, miłości do partii z miłością do kraju. A także „Prywatki” Moniki Drożyńskiej, która wyhaftowała cykl proporczyków łączących w zaskakujący sposób słowa naszego hymnu z symbolami. „Jeszcze Polska nie zginęła” zestawiła z logo sklepów Biedronka, „jeno nasi” ze znakiem falangi, w którym miecz zastąpiony został przez kwiatek, „będziem Polakami” z gwiazdą Dawida oraz półksiężycem z gwiazdą, zaś „szablą odbierzemy” z parasolką.