Kultura

Kafka na Linii

Kawiarnia literacka: Piotr Paziński

Co rusz wracam do dwóch pękatych tomów korespondencji.

Kilka lat po wojnie i dziesięć lat po ich pożegnalnym spacerze we wrześniu 1939 r. na Linii Otwockiej Ludwik Hering wspomniał o nim w liście Józefowi Czapskiemu. Brzmiało to tak, jakby dotykał otchłani: „Pamiętam wiernie odcinek ostatniego naszego powrotu ze stacji Świder do Józefowa. (Może wracałeś z Otwocka i ja wyszedłem z Burkiem – tak się umówiliśmy? – nie pamiętam ściśle). Pamiętam piasek, sosny na wydmach, belkowania toru przy każdym kroku przed siebie, ciemność i świadomość katastrofy”. Katastrofa, nie trzeba wyjaśniać, wnet nadeszła, zagarniając z sobą dotychczasowy świat. Dla kochających się mężczyzn oznaczała gwałtowną utratę ich letniskowej idylli i wieloletnie rozstanie. Czapski, zmobilizowany, trafi po wrześniowej klęsce do Starobielska, przypadkiem uniknie śmierci, wydostanie się z ZSRR, przejdzie szlak bojowy z armią Andersa i osiądzie w Paryżu. Hering przeżyje wojnę w Warszawie, zobaczy wszystkie okropieństwa okupacji hitlerowskiej, a po wyzwoleniu zostanie w Polsce, na trwałe dotknięty wojennym mrokiem. Razem do Józefowa nie pojadą już nigdy. Listy wymieniać będą do śmierci Heringa w 1982 r. Czterdzieści lat życia, tworzenia, niemocy twórczej, odchodzenia i dogasania.

Co rusz wracam do dwóch pękatych tomów korespondencji. Należę do szczęśliwców, którzy ją zdobyli. Ukazała się dwa lata temu w malutkim nakładzie. Z księgarń znikła prędko, a i wielu omówień się nie doczekała. Czy nakład niewielki, a wydawca (Fundacja Terytoria Książki) niszowy? Czy polska awangarda i paryska „Kultura” zbyt hermetyczne? A może miłość dwóch mężczyzn nadal gorszy? Zwłaszcza gdy jeden to hrabia, oficer, uciekinier z Sowietów, sumienie emigracji, a drugi, cóż, człowiek znany specjalistom od Białoszewskiego? Z jednej strony ocaleniec ze Starobielska, z drugiej drobny warszawski urzędnik zaabsorbowany niszowym teatrem. Troszkę nie wypada zestawiać ich razem, a jak wypada, to bez tego homoerotyzmu...

Miałbym nieczyste sumienie, polecając te listy. Ich lektura nie tylko wyczerpuje, ale ociera się o konszachty ze śmiercią. Czterdzieści lat gadania i milczenia, niezwykłej bliskości i strasznego dystansu. Jak miniatury Kafki i medytacje Koheleta. Nigdy nie będziemy pewni, czy należało wchodzić do środka i czytać: „Ciągle ostatnio chciałem, myślałem, żeby do Ciebie napisać, że mam uczucie, jak kiedy podczas powodzi płyną gałązki razem i naraz jedna o coś zaczepi, i wtedy błyskawicznie przestrzeń między nimi się powiększa gwałtownie, aż związek ich się gubi. Tego między nami być nie może” (Czapski); „Pamiętam fragmencik z jakiejś najdawniej czytanej książki. Stara malarka maluje przez całe życie ciągle jeden ten sam obraz: Kobieta czesząca się bursztynowym grzebieniem, wielkim jak poręcz od krzesła, przed oknem z księżycem na niebie i ma trzy pary rąk. Bo malarka nie wie, który gest wybrać, bo każdy jeden jest nie ten. Ja w tym liście chcę wyciągnąć wszystkie pary rąk – a to są tylko usychające połamane kikuty – i jestem od zawsze – na zawsze – Twój” (Hering).

Wspominam dwóch panów K. nieprzypadkowo. Kohelet, hebrajski prorok wątpienia, był jedną z obsesji Heringa. Studiował go przez całe życie, spierał o słowa i drążył sens, zapisywał – on, człowiek, któremu pisanie przychodziło z takim trudem – swoje refleksje o Koheletowym strapieniu i daremnej gonitwie za zachodzącym słońcem. Osobliwa jest ta summa notatek, fragmentów i komentarzy do przekładów, lapidarnych i enigmatycznych jak pisanie Koheleta, tylko ciemniejszych, bardziej podszytych rozpaczą. Hering zdecydował się posłać je Czapskiemu, towarzyszowi niegdysiejszych wspólnych lektur Biblii. Czy mógł być lepszy adresat?

A Kafka? Kafka też był ich obydwu, czytany jeszcze przed wojną, „na Linii”, wśród józefowskich ostów. Cóż w tym dziwnego? Wszyscy czytali Kafkę. Dziwna i niezwyczajna jest lokalizacja albo ciąg skojarzeń Kafce towarzyszący. Czapski i Hering kilkakrotnie wiążą Kafkę z Linią Otwocką, jakby jego opowiadania materializowały się tam, gdzie kiedyś mieszkali, wśród nadświderskich pensjonatów, w uliczkach Karczewa, dodatkowo zestawione z malarskimi wizjami Czapskiego, studiami stacji kolejowych wyrastających wprost z wydmy. Powie ktoś: przypadkowa koincydencja. A jednak! Czy „niezwykła zwyczajność” tekstów praskiego mistrza nie koresponduje z taką samą zwyczajnością otwockich letnisk, tych żywych, i tych zapadłych w czasie, ogołoconych z części bytu i dawnych lokatorów? A dziwna czasoprzestrzeń, z „Zamku” i ze Śródborowa, nieeuklidesowa, rozciągła, wracająca wciąż w to samo miejsce? Widmowość otwockiej realności? Sanatoria dla gruźlików, jak to, w którym dogorywał Kafka? Nadal szukam odpowiedzi, to i owo notuję, i cieszę się, że oni wyrazili słowami to, co od lat przeczuwałem. A może też tylko przeczuwali?

***

Piotr Paziński – pisarz, filozof, tłumacz, redaktor naczelny „Midrasza”, badacz związany z Uniwersytetem Muri im. Franza Kafki. Zajmował się „Ulissesem” Jamesa Joyce’a, ogłosił dwa tomy własnej prozy: „Pensjonat” (2009 r.) i „Ptasie ulice” (2013 r.) oraz tom esejów „Rzeczywistość poprzecierana” (2015 r.).

Polityka 40.2018 (3180) z dnia 02.10.2018; Kultura; s. 85
Oryginalny tytuł tekstu: "Kafka na Linii"
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną