Osobny kanał katastroficzny. Jerzy Pilch o końcu świata
Jerzy Pilch w rozmowie o końcu świata
JUSTYNA SOBOLEWSKA: – Po ostatniej książce mam wrażenie, że najchętniej pisałby pan komentarze do Biblii. Takie jak opowieść o budowaniu wieży Babel, gdzie przyznaje pan rację Bogu, że pomieszał języki. Jeden język to byłoby coś nieznośnego, zwłaszcza gdyby to był polski.
JERZY PILCH: – Przyznać rację Panu Bogu to jest duża rzecz. Nie tak duża jak odmówić mu racji, ale starczy. Do czytania Pisma jestem fest przyzwyczajony. Teraz też do komentarzy... Chwilę temu, właśnie tutaj na stole, leżała książka o zwierzętach w Biblii. Ale pomyślałem: sprzątnę, bo wygląda na szpan, tym bardziej że jeszcze nie zacząłem czytać. Komentarze do Biblii – powiada pani... Przypomina mi się Stryjkowski, o nim się mówiło, że nie tyle pisze komentarze biblijne, co przepisuje Pismo, ale to kwestia złośliwości. Której – nieprawdaż – u nas ani śladu.
Skoro nie komentarze do Biblii, to co pan pisze?
Zgrzeszyłbym ciężko, gdybym powiedział, że mam jakiś zły czas. Nawet wiek, który niektórzy uważają za późny, nie jest przeszkodą. Uważam, że dopiero teraz zaczynam coś rozumieć z życia, czyli z literatury. Moja sytuacja pisarska jest taka, że napisałem właśnie kolejny tom „Dziennika”. I kończę tom opowiadań, siedem opowiadań, jestem przy ostatnim. Trzy dłuższe – po 20 stron, trzy mają 5–6 stron, czyli – jak mawiał Kornel Filipowicz – piękny rozmiar. Jeszcze co do komentarzy – na mnie w młodości zrobiła wielkie wrażenie książka dla mojego pokolenia ważna, czyli „Klucz niebieski” Leszka Kołakowskiego. Są to – jak wiadomo – komentarze – pamflety. Dziś widać, że to świetnie wytrzymało próbę czasu, a jeszcze jest tam taki napęd, który miał wczesny Kołakowski, ostry napęd antykościelny, rzecz niezbędna w dorobku autora fundamentalnego dzieła o religii.