Miniony rok obfitował w spektakularne upadki. Upadały koalicje w sejmikach samorządowych, upadały złudzenia politycznej przyzwoitości. Do długiej historii upadków przebojem wszedł radny Kałuża z Żor – jednoosobowo przechylił szalę zwycięstwa politycznego na korzyść przegranych. Ostatecznemu rozwiązaniu uległ trójpodział władzy, upadł świat, jaki znaliśmy, ale do jakiego jeszcze nie dorośliśmy. Jedyna nadzieja w Terminatorze, który po szczycie klimatycznym zapowiedział, że jeszcze wróci. Taka mała obietnica paruzji. Chociaż najpewniej klimat się ociepli i już ponownie nie przyjdzie. Kto to wie? Taki mamy klimat – w coś tam jeszcze z nowym rokiem wierzymy. Złudzenia umierają ostatnie.
Chciałbym jednak wyszczególnić jeden upadek, z którego już się upadły nie podniesie. Niedawno ukazał się ostatni numer „Zeszytów Literackich”. Po 36 latach trwania pismo dokonało żywota na gościnnym narodowo-katolickim łonie kultury. Jedyne, na co było stać ministra kultury, to paliatywny zastrzyk dotacją, która wystarczyła chyba na pół roku trwania na tym łez padole.
Obecna władza wykończyła już parę kulturowych zjawisk. Oczywistym sukcesem była anihilacja Teatru Polskiego we Wrocławiu dokonana rękoma aktora Morawskiego, który, trzeba przyznać, apanażami nie dorównywał radnemu Kałuży. Można więc mówić o prawdziwie ideowym Armagedonie, jakiego mógłby się od Morawskiego uczyć Terminator. „Zeszyty Literackie” natomiast konały na raty. W momencie przejęcia władzy przez PiS oczywiste było, że dni prosperity z ogłoszeń i reklam rządowych są policzone, co dla Agory, wydawcy „Zeszytów Literackich”, oznaczać mogło tylko jedno: kasację periodyku. Można rzecz jasna przyjąć, że koniunktura polityczna i zmiany rządów w naturalny sposób reglamentują fundusze dla tych, co poniżej.