Na Oscary nie ma reguły
Były przewodniczący Akademii: Na Oscary nie ma reguły
JANUSZ WRÓBLEWSKI: – Amerykańska Akademia Filmowa została założona na początku 1927 r. przez grupę wpływowych producentów, gwiazd kina, scenarzystów i prawników. Składała się z 36 osób. Ilu członków zrzesza obecnie?
JOHN BAILEY: – Nieco ponad 9 tys. filmowców reprezentujących 17 różnych branż – m.in. scenografów, kostiumologów, specjalistów od efektów specjalnych – z 59 krajów. Na przestrzeni ostatniej dekady liczba ta się podwoiła. Jeśli chodzi o moją grupę zawodową, to należy do niej 272 operatorów filmowych. W tym sześcioro Polaków. W minionym roku dołączyli do nas Łukasz Żal, autor zdjęć do „Zimnej wojny”, a także Urszula Pontikos („Gwiazdy nie umierają w Liverpoolu”).
Co decyduje o tym, że dany artysta zostaje członkiem Akademii? Czy mógłby pan wyjaśnić, jak ten proces przebiega w praktyce?
Do niedawna wystarczyła rekomendacja dwóch członków Akademii uzasadniająca czyjąś kandydaturę. O przyjęciu decydował zarząd, składający się z trzech przewodniczących sekcji reprezentujących najpopularniejsze kategorie zawodowe oraz kilkunastu delegatów. Formalnie kandydaturę musiał jeszcze zaakceptować biznes, czyli m.in. właściciele studiów. W zależności od częstotliwości spotkań rocznie przyjmowano zaledwie od kilku do kilkudziesięciu nowych osób. Dziś wygląda to zupełnie inaczej. Rekrutacją zajmują się przewodniczący sekcji poszczególnych branż. Sporządzane przez nich listy zatwierdza zarząd.
Jestem dumny, że odkąd przewodniczę Akademii wystosowano zaproszenia do wielu wybitnych twórców, o których wcześniej z jakichś względów nie pamiętano. Na przykład dopiero kilka miesięcy temu przyjęliśmy do naszego grona Lecha Majewskiego, wspaniałego reżysera, którego „Młyn i krzyż” uważam za wyjątkowe osiągnięcie, a także Jerzego Skolimowskiego i Pawła Pawlikowskiego.