Kultura

Wielki Głód i wolne media. Ważny film Agnieszki Holland

Kadr z filmu „Obywatel Jones” Kadr z filmu „Obywatel Jones” mat. pr.
Agnieszka Holland nakręciła jeden z najodważniejszych filmów w swojej karierze. „Obywatel Jones” zbiera świetne recenzje, porusza sumienia.

Złote Lwy, główną nagrodę gdyńskiego festiwalu filmowego, otrzymał film „Obywatel Jones” Agnieszki Holland. Reżyserka mówiła ze sceny: „Polskie władze są na wojnie z kulturą. Dlatego Kultura Niepodległa zaczyna akcję »Cenzura nie przejdzie«”. „Uświadomiłam sobie właśnie na tym festiwalu, że my, filmowcy polscy, stanowimy wspólnotę, nie jesteśmy samotni. Że łączą nas wielkie wartości i solidarność” – dodała.

Akcja Kultury Niepodległej „Cenzura nie przejdzie” ma zrzeszać prawników z całego kraju, którzy pro bono będą pracować dla ludzi kultury „padających ofiarą cenzorskich ataków”. Na akcję zrzucą się w sieci m.in. internauci.

Holland, tak jak paru innych reżyserów, kilka dni temu groziła bojkotem festiwalu. Gildia Reżyserów Polskich przedstawiła propozycję nowego regulaminu. Tegorocznej edycji towarzyszyły bowiem liczne kontrowersje. Najpierw poszło o „Mowę ptaków” Xawerego Żuławskiego. Pominięcie filmu, który rekomendowała rada programowa, krytykowali dziennikarze i twórcy. Wiele zamieszania było też wokół nowego filmu Jacka Bromskiego „Solid Gold”, który miał zostać wycofany z konkursu na życzenie TVP.

Kto triumfował w Gdyni? Srebrne Lwy powędrowały do Macieja Pieprzycy i jego filmu „Ikar. Legenda Mietka Kosza”. Nagrodę publiczności zdobył Jan Komasa za „Boże ciało” (wygrał przed tygodniem w Wenecji). W kategoriach aktorskich zwyciężyli Magdalena Boczarska („Piłsudski”) i Dawid Ogrodnik („Ikar"). Nagrody za najlepsze role drugoplanowe trafiły do Elizy Rycembel („Boże ciało”) i Sebastiana Stankiewicza („Pan T.”).

[Poniższy tekst ukazał się w lutym 2019 r. – po premierze filmu „Obywatel Jones” w Berlinie]

Oldskulowy styl mieszający poetykę historycznego widowiska, symbolicznego dramatu i nowofalowej narracji niektórych może zastanawiać, ale polska reżyserka nigdy nie przepadała za estetycznymi eksperymentami. Podobnie jak w „Katyniu” Andrzeja Wajdy zaskoczenie polega na tym, że jest to film zupełnie o czym innym, niż się sądzi. O wielkim kłamstwie próbującym zamieść pod dywan jedną z najtragiczniejszych zbrodni XX w. – a nie bezpośrednio o niej. Hołodomor, czyli Wielki Głód na Ukrainie, owszem, stanowi centralny punkt narracji, lecz filmu Holland nie da się zredukować jedynie do obrazów ludobójstwa popełnionego przez Stalina w latach 1932–33. W wyniku wywołanej przez sowieckie władze sztucznej klęski głodu śmierć poniosło wtedy kilka milionów Ukraińców. Większość ludzi wciąż nie ma o tym pojęcia.

Czytaj także: Równość, braterstwo, feminizm. Berlinale 2019

„Obywatel Jones” Agnieszki Holland, czyli prawda o śledztwie

Tematem „Obywatela Jonesa” jest wielka manipulacja towarzysząca tej zbrodni, którą ku swojemu zdumieniu odkrywa młody, dwudziestoparoletni walijski dziennikarz i doradca brytyjskiego premiera do spraw zagranicznych Gareth Jones (postać autentyczna), świetnie zagrany przez Jamesa Nortona. Po opublikowaniu sensacyjnego wywiadu z Hitlerem zaraz po objęciu funkcji kanclerza w 1933 r. Jones pojechał do Rosji, by zadać Stalinowi właściwie jedno proste pytanie: skąd bierze on pieniądze na finansowanie drugiego planu pięcioletniego, którego celem była całkowita likwidacja kapitalizmu i podziałów klasowych? Do Stalina go nie dopuszczono, ale wyrywając się ze sztucznego raju kontrolowanego przez NKWD – z Moskwy na Ukrainę – rozwiązuje zagadkę.

Swoje rewelacje Gareth opublikował w jednym z brytyjskich dzienników, dając świadectwo prawdzie historycznej. Paradoks polega na tym, że prawie nikt mu nie uwierzył. Zamiast lawiny artykułów rozwijających podjęte przez niego wątki pojawiły się „sprostowania” i oświadczenia bardzo wpływowych i opiniotwórczych dziennikarzy całkowicie zaprzeczających jego rzetelnie udokumentowanej relacji. Znaczącą rolę w tej nagonce odegrał Amerykanin Walter Duranty (Peter Sarsgaard), laureat Pulitzera, reportażysta i niespełniony pisarz, który na łamach „New York Timesa” całkowicie zdezawuował śledztwo Garetha. Z filmu wynika, że Duranty był opłacany przez Moskwę.

Kto zataił prawdę o Wielkim Głodzie na Ukrainie

– Chciałam opowiedzieć o prawie nieznanej zbrodni XX w., ale żeby ona się zaktualizowała poprzez pytania, które w szczególny sposób nas nurtują: czym są media, czym jest prawda, jak wygląda odpowiedzialność dziennikarzy? Taka triada: korupcja mediów, tchórzostwo polityków i obojętność społeczeństw, szeroko otwiera drzwi wszelkim katastrofom – mówiła na konferencji prasowej Agnieszka Holland, mając na uwadze np. to, że podobna historia przydarzyła się Janowi Karskiemu, posłańcowi prawdy o Holokauście, której swego czasu też nikt na Zachodzie nie chciał przyjąć.

Dlaczego świat wolał w sprawie głodu na Ukrainie milczeć? Komu zależało na podtrzymywaniu kłamstwa? Co skłoniło zachodnich korespondentów do odgrywania roli propagandzistów Stalina? Film nie uchyla się od tych pytań, obnaża polityczny mechanizm, za którym stoją wyrachowanie, cynizm i biznesowa kalkulacja. – Po traumie pierwszej wojny światowej zbrzydzeni kapitalizmem i przerażeni wielkim kryzysem brytyjscy, francuscy, amerykańscy intelektualiści pokładali w Sowietach ogromne nadzieje. A ci, co wiedzieli, że na Wschodzie nie wszystko wygląda idealnie, zdawali sobie sprawę, że powinni wybrać mniejsze zło. Może musiało tak być. Może to był etap. Rewolucja wymaga ofiar. Żeby osiągnąć wymarzony cel, trzeba coś poświęcić. To nie zawsze był czysto korupcjogenny układ. Chodziło o znalezienie jakiejś nadziei, równowagi. Strasznie trudne wybory. Nie chciałam obwiniać Zachodu, chodziło mi raczej o pokazanie konsekwencji, kosztów tchórzliwej postawy – wyjaśnia Holland.

Czytaj także: Nowy Ozon na Berlinale. Wszyscy jesteśmy ofiarami

George Orwell w roli narratora

Autorką scenariusza jest Andrea Chalupa, amerykańska dziennikarka, absolwentka kalifornijskiego uniwersytetu, współpracująca m.in. z „Forbesem”, magazynem „TIME”, miesięcznikiem „The Atlantic” i portalem Haffington Post. To jej debiut w roli scenarzystki. Rodzice Chalupy mają ukraińskie korzenie. Jej dziadek znalazł się po wojnie w Niemczech jako jeniec, przeżył głód. Występuje w książce „Czerwony głód” Anne Applebaum jako świadek, który przed kongresem amerykańskim składa raport na temat ludobójstwa. Gdy przebywał w obozie dla dipisów, wpadł mu w rękę „Folwark zwierzęcy”. Przeżył szok, mając wrażenie, że ktoś właśnie opisał losy jego narodu. Z kolegami przetłumaczył książkę na ukraiński. Orwell pełni w scenariuszu funkcję narratora. Dzięki temu cała fabuła nabiera cech przypowieści, uległa metaforyzacji. Jeśli chodzi o zachowane dokumenty, nie ma żadnych dowodów, że Gareth i Orwell się znali (w filmie siedzą przy jednym stoliku w kawiarni). – Jednak działali w tym samym środowisku, byli rówieśnikami, interesowali się polityką oraz podobnymi tematami, mieli tego samego agenta literackiego, więc raczej musieli się znać – przekonuje reżyserka.

„New York Times” ma kłopoty z filmem Holland

Pytam, czy dobrze się czuła w roli hollywoodzkiego reżysera robiącego patriotyczny, proukraiński film. – Tak. Myślę, że to ważne również dla Polski. Bo to nasz region i wspólne doświadczenia. Bycie między dwoma totalitaryzmami. Dylemat, za czym się opowiedzieć. Jak mówić prawdę? Zwłaszcza w świetle dzisiejszych praktyk dziennikarzy pracujących w tożsamościowych redakcjach starających się dać przeciwwagę dla innych tożsamościowych redakcji – gdy wszyscy zostajemy uwięzieni przez alternatywne rzeczywistości, które produkujemy.

Nie wiadomo, jak zareagują na „Obywatela Jonesa” Rosjanie, ale należy się spodziewać, że film szybko do kinowej dystrybucji tam nie trafi. Natomiast pierwszym sygnałem, że może być również niewygodny dla Amerykanów, była niezgoda na użycie logo „New York Timesa” i zakaz pokazywania na ekranie autentycznego tytułu tekstu obalającego rzekome kłamstwa o głodzie na Ukrainie, opublikowanego przez Duranty’ego. Co, jak zaznacza reżyserka, może świadczyć o tym, że za oceanem najchętniej wciąż zamiatano by tę sprawę pod dywan.

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną