Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Luke Perry. Idole z lat 90. pozostają w sercach na dłużej

Luke Perry jako Dylan McKay Luke Perry jako Dylan McKay mat. pr.
Jako Dylan McKay, jeden z bohaterów „Beverly Hills, 90210”, Luke Perry był uosobieniem młodzieżowego idola. Kiedy pojawiła się wiadomość o jego śmierci, niejedna fanka otarła łzę na wspomnienie młodzieńczego zauroczenia.

Miał być nowym Jamesem Deanem. Buntownikiem bez powodu, nieodpowiednim chłopakiem dla miłej i grzecznej bohaterki popularnego serialu. Luke Perry przez większość lat 90. grał rolę, której zazdrościł mu zapewne niejeden aktor w Hollywood. Jako Dylan McKay z „Beverly Hills, 90210” był uosobieniem młodzieżowego idola. Kiedy pojawiła się wiadomość o jego śmierci, niejedna fanka otarła łzę na wspomnienie dawnego zauroczenia.

„Beverly Hills, 90210”, młodzieżowy serial dekady

Jeśli w latach 90. miało się kilka czy kilkanaście lat i czas po lekcjach, to z dużym prawdopodobieństwem obejrzało się choć jeden odcinek „Beverly Hills, 90210”. Młodzieżowa opera mydlana rozgrywająca się w zamożnych dzielnicach Los Angels była jednym z najpopularniejszych seriali dekady. Widzowie oglądali uczniów prestiżowego liceum (granych w większości przez aktorów po dwudziestce): romansujących, przeżywających rozterki, problemy z rodzicami i co chwila pojawiających się na jakiejś imprezie.

Życie młodzieży z Beverly Hills zdecydowanie różniło się od codzienności dzieciaków z okresu polskiej transformacji, ale ich dylematy wydawały się bliskie. Zwłaszcza że serial miał, co wcale nie było oczywiste, zacięcie edukacyjne. Prócz romansów, zdrad, sprzeczek i sporów w produkcji pojawiało się całkiem sporo spraw społecznych. Od kwestii zdrowia psychicznego, przez zagrożenia związane z nieodpowiednim użyciem broni, po problemy nierówności. Cokolwiek mogło się przydarzyć, przydarzało się dzieciakom z Beverly Hills.

Czytaj także: Seriale wyprzedzają rzeczywistość

Dylan McKay, ulubiony bohater nastolatek

Dość szybko stało się jasne, że spośród wszystkich bohaterów największe zainteresowanie budzi Dylan McKay. Napisany zgodnie ze wszystkimi scenariuszowymi pomysłami na nakreślenie niegrzecznego chłopca. Syn bogatego ojca, z którym – rzecz oczywista – nie mógł się porozumieć, palący, pijący i namawiający do złego niewinną bohaterkę. Ta zaś – jak to z niewinnymi bohaterkami bywa – serce oddała mu całe, mimo kategorycznego sprzeciwu rodziców.

Czy można wymyślić coś, co bardziej działa na nastoletnie fanki, niż taka zakazana miłość? Dylan stał się ulubionym bohaterem, a Luke Perry – obiektem westchnień. Wielbiciele i wielbicielki serialu musieli zdecydować, kogo wolą – konwencjonalnego, miłego Brandona czy niebezpiecznego Dylana. Niemal zawsze wygrywał Dylan, który był wrażliwym buntownikiem, o jakim się marzy, gdy ma się kilkanaście lat.

Jest tylko jeden James Dean

Wydaje się dziś, być może niesłusznie, że idole kultury popularnej sprzed czasów internetu pozostają w sercach na dłużej. Być może dlatego, że wycinanie ich zdjęć z prasy i wieszanie plakatów nad łóżkiem jest jednak nieco bardziej angażujące niż przeglądanie kolejnych stron w sieci. A i dużo mniejsza liczba popularnych programów telewizyjnych (zwłaszcza seriali) sprawiała, że wybierało się z mniejszej puli obiektów westchnień. Luke Perry niewątpliwie zachował się w pamięci jako jeden z pierwszych aktorów, na widok których serce biło szybciej.

Zwłaszcza że twórcy serialu, ale także ówczesna prasa doskonale wiedziała, jak podkręcać zainteresowanie. Włosy postawione, kurtka na białym podkoszulku, podobne rysy twarzy. Do roli buntownika bez powodu wybrano niemalże reinkarnację Jamesa Deana. Sam Perry od tego porównania się odcinał, mówiąc: „Jest tylko jeden James Dean i on nie żyje”.

Hollywood nie miało pomysłu dla Luke′a Perry′ego

Perry okazał się najbardziej niecierpliwy na tle reszty obsady serialu. Po kilku latach rosnącej popularności spróbował sił w ambitniejszym repertuarze. Opuścił „Beverly Hills”, żeby skupić się na innych projektach. Niestety taki już los nastoletnich idoli, że nie każdy będzie miał szansę, niczym Leonardo DiCaprio, zrzucić z siebie więzy jednej roli i znaleźć własny pomysł na karierę. Trzeba mieć dużo talentu i szczęścia, by stać się kimś więcej niż tylko młodym człowiekiem z plakatu w pokoju nastolatki. Hollywood nie miało pomysłu, co zrobić z buntownikiem z opery mydlanej. Gdy odszedł z serialu (co część fanek uznała za prawdziwą zdradę), nie pojawiła się żadna wielka rola, która sprawiłaby, że widzowie zapomnieliby o Dylanie. Perry wrócił więc do „Beverly Hills” i pozostał do ostatniego odcinka. Kiedy jednak w latach dwutysięcznych pojawiła się kontynuacja serialu, nie zdecydował się wziąć w niej udziału. Tłumaczył, że bez producenta Aarona Spellinga (zmarł w 2006 r.) to już nie będzie to samo.

Nic tak nie przypomina o upływie czasu jak popkultura

Wspomnienia o młodzieńczych idolach bledną szybko. Perry pojawiał się przez lata w tle licznych produkcji. Do jego najciekawszych występów należą te z „Oz” (jeden z pierwszych seriali HBO) czy „Jeremiach”. W 2017 r. wystąpił w „Riverdale”. Perry nie grał już buntownika bez powodu, lecz ojca głównego bohatera – rozważnego, ciężko pracującego, udzielającego synowi poważnych rad. To jego serialowy syn był buntownikiem dla nowego pokolenia i to on biegał w białym podkoszulku, wdając się w kolejne niedorzeczne romanse. Fanki mogły westchnąć ze smutkiem: „A więc to już”, zdając sobie sprawę, że idol z plakatu awansował do roli statecznych ojców. Nic tak nie przypomina o upływie czasu jak popkultura.

Dzięki „Riverdale” – serialowi, w którym nastolatkom (granym oczywiście przez aktorów po dwudziestce) przydarza się absolutnie wszystko (choć w zestawieniu z „Beverly Hills” ich przygody są dużo bardziej szalone) – kariera Luke’a Perry′ego trochę ruszyła z miejsca. Niedawno wystąpił w nowej produkcji Quentina Tarantino „Once Upon a Time in Hollywood”. Kto wie, może po latach kino znalazłoby w końcu pomysł na aktora, który dopiero po pięćdziesiątce miał szansę wyrwać się z objęć dawnej roli.

Śmierć idola z młodości to sytuacja przykra. Głównie dlatego, że przypomina o upływie czasu i wszystkich emocjach, jakie te dwie, trzy dekady temu czuło się, oglądając przygody zamożnej młodzieży. Perry odchodzi w chwili, gdy nostalgia za latami 90. jest szczególnie nasilona. Ówczesne nastolatki powoli zbliżają się do wieku średniego, zaś dla młodych ludzi lata 90. stają się dekadą tak odległą czasowo, że już kultową. W sklepach można już kupić koszulki z dawnymi idolami. Wśród nich tę z Lukiem Perrym. Który, jak każdy buntownik bez powodu, odszedł za wcześnie.

Czytaj także: Dyskretny urok lat 90.

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama