Startuje kolejna edycja Millennium Docs Against Gravity, festiwalu filmów dokumentalnych. I choć nazwa imprezy na przestrzeni lat kilkakrotnie się zmieniała, ambicje organizatorów – z dyrektorem Arturem Liebhartem na czele – pozostają te same: przybliżyć widzowi świat, by ten mógł go zrozumieć (o ile to w ogóle możliwe). Zachęca do tego pierwsza część hasła przeglądu najciekawszych obrazów spod znaku non-fiction, zrealizowanych w większości na przestrzeni ostatnich 12 miesięcy we wszystkich zakątkach globu. Druga zaś – nieco bardziej enigmatyczna, a przy okazji prowokująca do głębszej refleksji – jest już pytaniem o to, czy świat rozumie człowieka.
Wojny mocarstw, siła Rosji
Jak co roku prezentowane podczas festiwalu filmy – a jest ich naprawdę sporo, ponad 150 – starają się uchwycić rzeczywistość, dokonując jej analizy poprzez odwołania do przeszłości, opatrując komentarzem to, co dzieje się w mniej lub bardziej uniwersalnym tu i teraz, a także wybiegając w przyszłość, wyobrażając sobie, co może nastąpić, lub przestrzegając przed tym, co nieuniknione. Wszystko po to, by pomóc współczesnemu, zanurzonemu w tych realiach widzowi.
Nierzadko jest tak, że te trzy perspektywy czasowe da się połączyć w jednym filmie, czego przykładem może być, pokazywany w sekcji mistrzowskiej, wywiad rzeka „Herzog/Gorbaczow” (reż. Werner Herzog, André Singer, 2018), odnoszący się do powszechnie wspominanego 1989 r. oraz nowej zimnej wojny między dwoma mocarstwami, w którą mieszają się również inni gracze.
Uzupełnieniem tego filmu są poniekąd „Świadkowie Putina” (reż. Witalij Manski, 2018), czyli opis nie tylko dojścia do władzy obecnego rosyjskiego przywódcy, ale także swoista wiwisekcja najnowszej historii Europy. Festiwal sporo miejsca poświęca zresztą Rosji, co nie powinno raczej dziwić. Przykładem jest „Proces” (reż. Siergiej Łoźnica, 2018), opowiadający o sfingowanych zarzutach wobec sowieckich uczonych, oskarżonych o próbę obalenia Związku Radzieckiego i przywrócenia kapitalizmu, a przecież jeśli przyłożyć doń współczesne uwarunkowania, można go czytać jako aktualny portret kraju uciekającego się do terroru i propagandy.
Czytaj także: Filmy dokumentalne – między manipulacją a prowokacją
Ameryka Donalda Trumpa i niespełniony sen
Skoro jest o Rosji, nie może zabraknąć tematów związanych z Ameryką, po której oprowadza Roberto Minervini, włoski dokumentalista i gwiazda tegorocznego festiwalu (wygłosi też wykład). Zewnętrzna wrażliwość pozwala mu przyjrzeć się wielokulturowości, która rodzi – nie zawsze bezpośrednio, świadomie i celowo – niesprawiedliwości dotykające USA. Jest to szczególnie widoczne w trzech jego filmach: „Zatrzymać bijące serce” (2013) o konserwatywnej rodzinie z Teksasu, której restrykcyjny rytm dnia wyznaczają modlitwa i praca; „Po drugiej stronie” (2015) o republikańskim obliczu USA, opartym na biednym, białym elektoracie Donalda Trumpa, skrajnie ksenofobicznym, rasistowskim i antysystemowym; „Co zrobisz, gdy świat stanie w ogniu?” (2018) – poruszający problem nierówności, z jaką spotykają się Afroamerykanie, walczący z uprzedzeniami i domagający się godnego traktowania.
Współczesne Stany Zjednoczone to na szczęście nie tylko upadający amerykański sen, choć to perspektywa, która zdecydowanie przeważa, nie tylko w dokumencie, ale także na gruncie kina fikcji. To także kraina wielkiej różnorodności, wciąż nieodgadniona i niedająca się jednoznacznie sklasyfikować, o czym przekonuje Matt Green, bohater filmu „Nowy Jork na piechotę” (reż. Jeremy Workman, 2018), przemierzający Wielkie Jabłko z dziecięcą wręcz fascynacją, stale przy tym odkrywający coś nowego w tym bodaj najlepiej opisanym i sfotografowanym mieście na świecie: od drzew, które pamiętają czasy holenderskich kolonizatorów, po ludzi z zachwytem patrzących na tamtejszą architekturę.
Dawne dzieje i bliska przyszłość
Dawne dzieje, a konkretniej okres Wielkiej Wojny, przedstawia utwór „I młodzi pozostaną” (2018) Petera Jacksona, który po raz pierwszy w karierze sięga po dokument (choć wielu co bardziej naiwnych już przed laty dało się nabrać jego mockumentalnemu „Zapomnianemu srebru” z 1995 r., opowiadającemu historię rzekomego nowozelandzkiego pioniera kinematografii). Reżyser wraz z ekipą techniczną, wcześniej odpowiedzialną za nowatorskie wizualnie ekranizacje czterech Tolkienowskich powieści, musieli wykonać tytaniczną pracę, by przekształcić stare kroniki w relację bez mała przypominającą współczesne pole walki. To, co minione, łączy się z tym, co ma nadejść.
Futuryzm to z kolei temat poruszany przez twórców „Czy ufasz temu komputerowi?” (reż. Chris Paine, 2018), w którym pobrzmiewają echa „2001: Odysei kosmicznej” (reż. Stanley Kubrick, 1968), gdzie sztuczna inteligencja przejmuje kontrolę. Człowiek jako niejedyna istota myśląca – czyż nie jest to jeden z najbardziej przerażających scenariuszy, jakże realny w dobie wszechobecności samouczących się i zapamiętujących wszystko urządzeń?
Czytaj także: „Antropocen: epoka człowieka” na festiwalu Millennium Docs Against Gravity
Kobiecość, sztuka i świat, który próbuje nas zrozumieć
Jeśli więc festiwal jest reakcją na rzeczywistość, to nie ma chyba lepszego na to dowodu niż filmy skupiające się wokół wciąż palącej kwestii, którą – dla przejrzystości wywodu – określić można jako pokłosie ruchu #MeToo. Ponieważ od branży filmowej i skandalu związanym z osobą Harveya Weinsteina się zaczęło, dość zrozumiałym wyborem jest prezentacja obrazu „To zmienia wszystko” (reż. Tom Donahue, 2018), w którym na temat sytuacji kobiet w Hollywood – niezmiennie niezbyt ciekawej – wypowiadają się najaktywniejsze na tym polu artystki, czyli Meryl Streep, Reese Witherspoon i Jessica Chastain.
O równouprawnienie walczą nie tylko gwiazdy, ale także autorzy „Całej przyjemności po stronie kobiet” (reż. Barbara Miller, 2018), dokumencie rozłożonym na kilka głosów zgodnie krytykujących patriarchat, ale także starających odpowiedzieć na pytanie, kim jest kobieta; pytanie, na które najgłośniej – jak sugerują bohaterki – zdają się reagować mężczyźni.
Warto też na sam koniec wspomnieć o dwóch tytułach, które łączą kobiecość i sztukę. Pierwszym jest „Varda według Agnès” (2019), ostatni film zrealizowany przez zmarłą w marcu Agnès Vardę, artystkę, którą – jak zauważył Tadeusz Lubelski w monografii poświęconej francuskiej nowej fali – feminizm zawsze inspirował, przynosił głęboką refleksję, lecz jednocześnie nigdy nie sprawiał, że jej twórczość przekształcała się w walkę o cokolwiek lub z kimkolwiek. Daleko jej było do rzucania oskarżeń i ferowania wyroków.
Drugim jest z kolei „Krytyczka. Sztuka Pauline Kael” (reż. Rob Garver, 2018). O jej bohaterce, której przyszło zmierzyć się ze światem zdominowanym przez recenzentów płci męskiej, Michał Oleszczyk bez zawahania pisał, iż była „najwybitniejszą krytyczką filmową w krótkich dziejach tej fascynującej profesji”.
Warto więc, nawiązując do nazwy festiwalu, zapomnieć o sile ciążenia i wybrać się do kina, by zrozumieć świat i znaleźć odpowiedź na pytanie, czy on rozumie nas.
16. Festiwal Filmowy Millennium Docs Against Gravity, 10–24 maja, Warszawa, Wrocław, Gdynia, Katowice, Lublin, Bydgoszcz
Czytaj także: Polskie kino dokumentalne. Kamera blisko człowieka