I znów Polska przegrała. Nie pomogło wymieszanie białego śpiewu z rockowym podkładem. Wystrojony w zapaski kwartet Tulia odpadł w pierwszym (14 maja) półfinale tegorocznego Konkursu Eurowizji. Najwyraźniej polskie propozycje – poza sławetnym występem Edyty Górniak sprzed ćwierć wieku – notorycznie rozmijają się ze specyfiką tego osobliwego festiwalu.
Czytaj także: Dźwięki gołej baby, czyli Polska na Eurowizji
Eurowizja, konkurs paradoksów
Konkurs Piosenki Eurowizji organizowany od 1956 r. to impreza bardzo szczególna i wielce paradoksalna. Choć ma nikłe przełożenie na światowy rynek muzyczny, oglądana jest corocznie przez kilkaset milionów telewidzów na całym świecie. Choć w założeniu ma stronić od polityki, kontekst polityczny określał ją od początku. Choć miała być zabawą dla Europejczyków, od dekad gości piosenkarzy z Izraela, bywało też reprezentowane Maroko, a ostatnio Australia. Choć nie kreuje żadnych nowych trendów, wpisuje się na swój sposób w ponowoczesne tendencje popkultury.
Co do polityki – jej wpływ na kolejne edycje Eurowizji jest zawsze szeroko komentowany i nikogo to nie zaskakuje, mimo że w regulaminie stoi wymóg apolityczności. Oczywiście nie dało się uniknąć podawanych ze sceny aluzji czysto politycznych w takich sytuacjach jak wojna na Bałkanach w latach 90. czy konflikt rosyjsko-ukraiński, ale przecież już sam pomysł powołania imprezy do życia nie był bynajmniej od polityki wolny.
Inicjatorzy, zwłaszcza Francuzi, nie ukrywali, że celem jest promocja europejskiej kultury popularnej, zdolnej konkurować z coraz potężniejszym amerykańskim show biznesem.