Nowy film Loacha, chociaż nie jest aż tak emocjonalnie poruszający jak „Ja, Daniel Blake”, idealnie trafia w swój czas. W pewnym sensie wyjaśnia, skąd się biorą protesty żółtych kamizelek we Francji, dlaczego Brytyjczycy spontanicznie zagłosowali za brexitem, do czego prowadzi wyzysk i brak ochrony lokalnych rynków pracy.
„Nasz film opowiada o ludziach, którzy rozpaczliwie potrzebują pomocy, a państwo im jej odmawia, a nawet karze ich za to, że się jej domagają – tłumaczy reżyser. – Dokumentując temat, doszliśmy do wniosku, że ubóstwo dotyka przede wszystkim najbardziej potrzebujących. Wiele wskazuje na to, że ich sytuacja w ogóle nie ulega poprawie, przeciwnie. Dwie trzecie tworzonych nowych miejsc pracy jest zagrożonych, niepewnych”.
Cannes 2019: Planetarna katastrofa. Nowy film Jima Jarmuscha
Ricky haruje na swoim
Ricky z kameralnego dramatu społecznego Loacha, 40-letni kierowca z Newcastle, przykładny mąż i ojciec dwójki dzieci (11-letniej córki i zbuntowanego syna), żyje od wypłaty do wypłaty. Wylewał beton, był murarzem, hydraulikiem, pracował na budowie, aż w końcu z niespłaconym kredytem hipotecznym znalazł się na bruku. Bez szans na jakąkolwiek stałą robotę. Więc gdy pojawia się okazja szybszego spłacenia długów i wyjścia na prostą, łapie się jej niczym tonący brzytwy. Zostaje kierowcą na samozatrudnieniu.
Właściciel prężnej korporacji przewozowej dostarczającej klientom paczki na zamówienie wmawia mu, że to spełnienie marzeń każdego najemnego pracownika.