Wydany w 1961 r. „Solaris” słusznie uznaje się za jedno ze szczytowych osiągnięć fantastyki naukowej. Powieść, którą Stanisław Lem pisał, bo musiał, bo podpisał umowę, bo potrzebował pieniędzy, a której proces powstawania określał mianem „wyrzygiwania”, okazała się arcydziełem. Jest to najważniejsza opowieść o kontakcie człowieka z Obcym, a przy okazji definiująca Lema. Zresztą film dokumentalny o pisarzu w reżyserii Borysa Lankosza (2016) zatytułowano po prostu „Autor Solaris”.
Historia ta doczekała się aż dwóch filmowych adaptacji. Pierwszą, głośniejszą i dziś już kultową, jest film z 1972 r. Andrieja Tarkowskiego. 30 lat później swój „Solaris” nakręcił Steven Soderbergh, w głównej roli obsadzając George’a Clooneya.
Czytaj także: Test pisarza Lema – on przewidział wszystko
Solaris to jednak kobieta!
Na próżno jednak hollywoodzki gwiazdor starałby się raz jeszcze o rolę Krisa Kelvina w sztuce Davida Greiga (dyrektor artystyczny Edinburgh’s Royal Lyceum Theatre) i Matthew Luttona – ponowie bowiem umyślili sobie uczynić z Kelvina kobietę. Przy czym nie jest to żaden kaprys, ale efekt ciekawej interpretacji powieści, w której planeta-ocean Solaris to symbol kobiety, niepojętej i badanej przez grupę mężczyzn.
Greig wspomina, jak podczas seansu filmu Tarkowskiego uświadomił sobie: „Tu są sami mężczyźni, w zasadzie nie ma kobiet, nie licząc widma [Harey, czyli żona Kelvina – przyp.