ALEKSANDER ŚWIESZEWSKI: – Minął miesiąc, odkąd zostałaś laureatką 18. edycji Artystycznej Podróży Hestii. Zdążyłaś już przywyknąć do tej myśli?
BARBARA GRYKA: – Na razie chyba nie. Ale to też dlatego, że przygotowuję się do dyplomu. Bronię się 1 lipca w legendarnym Centrum Handlowym „Panorama” w Warszawie.
Spodziewałaś się takiego werdyktu?
W świecie artystycznym liczymy na wyróżnienia i nagrody. Że ktoś nas zauważy. Niejednokrotnie już zdarzało się, że liczyłam... i nic z tego nie wychodziło. Bardzo przyjemnie jest wygrać konkurs, ale nie to jest najważniejsze. Dlatego, myślę, projekt „Architektura od środka” wyszedł mi tak dobrze, że robiłam go dla siebie.
Opowiedz o nim.
Pochodzę ze wsi pod Lublinem. Postanowiłam wrócić do tego miasta, które pamiętałam. Największego, do którego podróżowałam z rodzinnej miejscowości. Takim interesującym miejscem, przez które notabene wjeżdżałam do Lublina, było dla mnie osiedle LSM. Zastanawiałam się, jacy są ludzie, którzy je zamieszkują, co wnoszą do architektury zaprojektowanej przez małżeństwo Hansenów w duchu formy otwartej. Interesowało mnie np., co im przeszkadza, a co nie w polityce. Albo w środowisku wokół nich.
Postanowiłam, że tam zamieszkam. Pukałam do drzwi i odwiedzałam mieszkańców. Jak się okazało, nie było to tak ciężkie, jak sobie wyobrażałam. Ludzie lubią o sobie opowiadać, ale lubią też słuchać. Osiedle w większości zamieszkują starsi mieszkańcy. Prosiłam, aby opowiedzieli mi o sobie, a na koniec – żeby zrobili mi zdjęcie w miejscu, które uważali za najciekawsze, najbardziej reprezentatywne w swoich mieszkaniach. Po czym wykonywałam bliźniaczą fotografię już samym mieszkańcom. Zastanawiałam się, jak udokumentować swoje spotkania i wtedy pojawiła się inspiracja Zofią Rydet i jej „Zapisem socjologicznym”.
Konkursowe jury uznało, że „próbowałaś wyjść poza artystyczną bańkę”. Słusznie?
Zgadzam się z tym. To kolejny projekt, w którym de facto poza nią wyszłam. „Architektura od środka” chyba najbardziej odpowiada temu, czego szukam w sztuce, i temu, jaką mam w sobie emocjonalność.
A czego szukasz w sztuce?
Może to zabrzmi prosto, ale pracy z ludźmi.
Jury określiło cię jako „artystkę, której sztuka wpisuje się w stary, tak bardzo dziś potrzebny projekt humanistyczny i uniwersalistyczny, zabiegający o lepszy, bardziej współczujący i troskliwy świat”. A ty gdzie byś siebie umiejscowiła?
Najciężej jest siebie samego gdzieś ustawić.
Sztuka jest skutecznym narzędziem dialogu?
Jest przydatnym, pomocnym i bardzo ważnym elementem dialogu. Jeżeli jest oczywiście dobrze stosowana. Dla mnie ważna jest rozmowa jeden na jeden. Ciężko mi mówić do dużej grupy. W mniejszej skali można uzyskać znacznie więcej.
Czytaj także: Co malują młodzi malarze
Kończysz studia na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Uważasz, że to była dobra inwestycja?
Cieszę się, że tak wybrałam. Tym, co mnie na ASP ukierunkowało, była tak naprawdę tylko jedna pracownia: Pracownia Działań Przestrzennych prof. Mirosława Bałki. Zmieniła moje postrzeganie sztuki.
Traktujesz Mirosława Bałkę jako kogoś w rodzaju mentora?
Traktuję go tak, jak on sam nas traktuje, czyli na równi i w sposób koleżeński. Może nawet przyjacielski. Jest mentorem, który pomaga mi w tym, że go słucham. Nie w każdej pracowni da się rozmawiać i uczyć się rozmawiać. Uczyć się, że sztuka jest właśnie dialogiem. Rzeczy, wydawać by się mogło, naturalnej.
W ramach nagrody w konkursie Artystyczna Podróż Hestii czeka cię miesięczna rezydencja w Nowym Jorku. Masz już jakiś plan?
Na razie nie (śmiech). Myślę, że to się zrodzi po wakacjach. Wyjeżdżam dopiero w listopadzie. A teraz jestem jeszcze zajęta rezydencją Meet the Neighbours w Galerii Labirynt.
Czy w sztuce nastał czas kobiet?
Myślę, że tak. Jesteśmy już wreszcie artystkami. Nie artystami.
Zobacz także: Artystyczna Podróż Hestii. Wystawa finałowych prac