Norwich, stolica musztardy – tak słyszałam. Tymczasem Norwich, miasteczko w północno-wschodniej Anglii, nazywano schronieniem pisarzy, którzy uciekali tu z Londynu. A czasem z jeszcze dalszych okolic, jak W.G. Sebald, który zamieszkał tu w latach 70. Okolicę opisał w książce „Pierścienie Saturna”. Tutaj przyjeżdżali Ewan McEwan i Kazuo Ishiguro (okolica stała się inspiracją powieści „Nie opuszczaj mnie”). W Norwich powstała też pierwsza średniowieczna księga napisana po angielsku przez mistyczkę Juliannę z Norwich, która dokumentowała swoje objawienia, będące radosną nowiną dla ludzkości. Z Sarah Hall, pisarką i współczesną mieszkanką Norwich, rozmawiałyśmy o raczej ciemnych wizjach przyszłości.
JUSTYNA SOBOLEWSKA: – W pani opowiadaniach nie ma wielkiej przepaści między zwierzętami i ludźmi. Właściwie patrzy pani na ludzi jak na pewien gatunek zwierząt.
SARAH HALL: – Są w życiu takie momenty, choćby wtedy, gdy jesteśmy chorzy, kiedy czujemy się zredukowani tylko do ciała. Wychowałam się w miejscu dość dzikim, gdzie ludzie i zwierzęta żyli razem. Takie współistnienie było dla nas ze wsi naturalne. Teraz mam 45 lat i poczucie, że to były inne czasy. Zwierzęta były częścią rzeczywistości, krajobrazu, konie, ale i wilki, i to we mnie zostało, nie stawiam więc granic między ludźmi i zwierzętami.
Wychowała się pani w Kumbrii, krainie jezior. W pani książkach ten krajobraz jest bardzo obecny.
Bardziej w powieściach, bo tam umiejscowienie historii jest bardzo ważne, tak jak w moim debiucie „Haweswater” (ukazał się po polsku – red.), w którym opisałam zalanie wioski w dolinie. W Wielkiej Brytanii jesteś albo ze wsi, albo z miasta, to są stare podziały, bo wielu ludzi mieszka dziś gdzieś pomiędzy, na przedmieściach.