Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Mija pół wieku od legendarnego Festiwalu Woodstock

Festiwal Woodstock 1969 Festiwal Woodstock 1969 Forum
W sierpniu 1969 r. 400 tys. dzieci kwiatów zjechało na farmę Maxa Yasgura, żeby świętować „3 dni pokoju i muzyki”. I to nie byle jakiej, bo wystąpili giganci lat 60. z „The Who”, Janis Joplin oraz Jimim Hendrixem na czele. W takim oto stylu kończyła się dekada, która w Ameryce upłynęła pod znakiem Wietnamu, społecznego wrzenia i kontrkultury.

Oto dziesięć ciekawostek związanych z muzycznym świętem, które na stałe zapisało się w historii muzyki i przeistoczyło w mit do dziś rozbudzający wyobraźnię ludzi na całym świecie.

Woodstock nie w Woodstock

Jakkolwiek osobliwie to zabrzmi, festiwal Woodstock nie odbył się w Woodstock. Miał miejsce zupełnie gdzie indziej – w małej miejscowości Bethel. Organizatorzy założyli spółkę Woodstock Ventures i początkowo planowali zorganizować festiwal w Wallkill. Na miesiąc przed startem zostali jednak zmuszeni zmienić miejsce imprezy. W poszukiwaniu nowej lokalizacji trafili do Bethel. Poznali tam farmera Maxa Yasgura, który wbrew oporom mieszkańców zgodził się wynająć grupie hipisów swoje pole. Co stało się później, to już historia. Powiedzmy tylko, że Bethel na trzy dni zamieniło się w trzecie największe miasto w stanie Nowy Jork.

Czytaj także: Wykopaliska na terenie słynnego festiwalu

Dokument epoki

Nieco ponad pół roku po festiwalu swoją premierę miał monumentalny dokument „Woodstock”. Za kamerą stanął Michael Wadleigh, który w momencie premiery filmu miał 27 lat. W ekipie filmowej znalazł się również nie kto inny jak Martin Scorsese – odpowiedzialny później za montaż produkcji, która trwała ponad trzy godziny (w wersji reżyserskiej prawie cztery). Dokument miał znaczący wpływ na utrwalenie legendy festiwalu. „Woodstock” został nagrodzony Oscarem w kategorii najlepszy pełnometrażowy film dokumentalny w 1970 r.

Koncert Hendrixa

Wirtuoz gitary elektrycznej zamykał festiwal. Miał wystąpić w niedzielę wieczorem (17 sierpnia 1969), ale w wyniku organizacyjnego bałaganu oraz opóźnień na scenę wszedł dopiero rankiem następnego dnia, kiedy Woodstock opuściła już większość ludzi. Wystąpił przed około 30-tysięczną publiką, czyli ledwie ułamkiem rzeszy dzieci kwiatów, która pojawiła się na farmie Maxa Yasgura. Jimi Hendrix miał być największą gwiazdą imprezy i z tej racji otrzymał najwyższe wynagrodzenie, które wyniosło 18 tys. dolarów (co przekładając na dzisiejsze standardy i po uwzględnieniu inflacji wygląda bardzo skromnie). Jego wykonanie amerykańskiego hymnu „Star-Spangled Banner” zostało uznane za jeden z najbardziej pamiętnych momentów festiwalu, chociaż na żywo mało kto ten koncert tak naprawdę usłyszał.

Ofiary

Trzy (a raczej cztery) festiwalowe dni upłynęły pod znakiem pokoju i muzyki. Nie zarejestrowano gwałtów ani pobić. Jednakże wbrew pokojowej legendzie nie obyło się bez ofiar śmiertelnych. Jedna osoba zmarła na skutek przedawkowania narkotyków, druga w wyniku pęknięcia wyrostka robaczkowego, natomiast trzecia w trakcie snu zginęła przejechana przez traktor, który zbierał odpadki z festiwalowego pola.

Lista nieobecności

Jest długa. Skupmy się więc tylko na kilku wielkich nieobecnych. The Beatles w styczniu tego samego roku zagrali na dachu wytwórni Apple w Londynie (jak się później miało okazać) ostatni publiczny koncert. Z nie do końca jasnych powodów odmówili występu na Woodstocku. Wersję ich utworu „With a Little Help from My Friends” wykonał na festiwalu Joe Cocker. Jego wykonanie stało się jednym z najsłynniejszych momentów imprezy. „The Doors odrzucili propozycję występu, nad czym później mocno ubolewali. Myśleli, że Woodstock będzie marną podróbką Monterey Pop Festival (innego słynnego festiwalu doby lat 60.). Simon & Garfunkel byli „zbyt zajęci”, żeby pojawić się na farmie Maxa Yasgura, a Led Zeppelin nie skorzystali z zaproszenia, bo nie chcieli być „jednym z wielu zespołów” na festiwalu. I tak dalej, i tak dalej.

Joni Mitchell

Najsłynniejsza piosenka o festiwalu została nagrana przez artystkę… której tam nie było. Joni Mitchell otrzymała propozycję wystąpienia na imprezie, jednak ją zignorowała. Piosenkarka miała już wcześniej umówiony wywiad telewizyjny w popularnym wówczas programie „The Dick Cavett Show” w Nowym Jorku i obawiała się, że nie dotarłaby na czas z festiwalowego pola do telewizyjnego studia. Woodstock spędziła więc – zamiast grając przed kilkusettysięczną publicznością – w pokoju hotelowym. Film „Woodstock” otwiera, bo jakby mogło być inaczej, utwór Joni Mitchell. Tylko z tym, że w wersji nagranej przez zespół Crosby, Stills, Nash & Young, który w przeciwieństwie do piosenkarki skorzystał z zaproszenia na festiwal i również pojawił się u Dicka Cavetta, na dodatek w tym samym programie, co Joni Mitchell.

Altamont

Koncert na torze wyścigowym Altamont miał być powtórką Woodstocku w Kalifornii. Aby za darmo zobaczyć The Rolling Stones, Jefferson Airplane czy Carlosa Santanę pod San Francisco zjechało blisko 300 tys. osób. Można powiedzieć, że skończyło się na nieudanym przeszczepie ze wschodniego na zachodnie wybrzeże USA. Atmosfera w trakcie wydarzenia daleko odbiegała od klimatu znanego z Woodstocku. Za ochronę odpowiadali członkowie gangu motocyklowego Hells Angels. Skończyło się tragedią. W trakcie koncertu „The Rolling Stones” jeden z ochroniarzy zasztyletował 18-letniego Mereditha Huntera, który w wyniku szarpaniny pod sceną wyciągnął rewolwer. Według błędnie powielanej legendy miało do tego dojść w trakcie wykonywania utworu „Sympathy for the Devil”.

Po drugiej stronie oceanu

Otóż był festiwal większy niż Woodstock. Odbył się rok później, po drugiej stronie Atlantyku i pozostaje przyćmiony mitem imprezy na farmie Maxa Yasgura. Mowa o Festiwalu na Wyspie Wight. Między 600 a 700 tys. (!) ludzi pojawiło się na niewielkiej brytyjskiej wyspie. Zagrali artyści, którzy rok wcześniej wystąpili na festiwalu Woodstock: The Who, Joe Cocker oraz Jimi Hendrix, który kilkanaście dni później został znaleziony martwy w Londynie, dołączając tym samym do niesławnego klubu 27. Pojawili się również wielcy nieobecni z amerykańskiej imprezy, m.in. Bob Dylan, The Doors oraz Joni Mitchell, która tym razem nie odrzuciła zaproszenia i wykonała utwór „Woodstock”.

Przeżyjmy to jeszcze raz?

Organizatorzy oryginalnej imprezy wielokrotnie próbowali wskrzesić ducha z farmy Maxa Yasgura. Udało im się w 1994 r. z okazji 25-lecia. Zagrały zespoły Aerosmith, Red Hot Chilli Peppers oraz wykonawcy z 1969 r. Przybyło około pół miliona osób. A wszystko pod hasłem „2 More Days of Peace & Music”. 5 lat później, już na 30-lecie, zorganizowano kolejny festiwal. Znów pojawiło się kilkaset tysięcy osób. Gdyby wydarzenie można opisać jednym słowem, byłby to pewnie „chaos”. Z oryginalną imprezą łączyło go już niewiele. Doszło do zamieszek, podpaleń i gwałtów. Musiały interweniować służby porządkowe. W 2009 r. plany Michaela Langa nie wypaliły i zamiast organizować własną imprezę w ramach 40-lecia, pojawił się… na polskim Przystanku Woodstock. Z kolei festiwal, który miał się odbyć z okazji 50-lecia, został odwołany.

Polak potrafi

Jerzy Owsiak pojawił się w półmilionowym tłumie na Woodstock ′94. Tam też zrodziła się idea stworzenia polskiej wersji imprezy. Festiwal jest organizowany od 1995 r. i niedawno odbył się po raz 25. Wstęp, tak jak na wydarzeniu z 1969 r., jest darmowy. W 2009 r. do Kostrzyna nad Odrą przyjechał Michael Lang pomysłodawca oryginalnej imprezy. Na „polskim Woodstocku” pojawia się więcej gości niż na imprezie z 1969 r., aczkolwiek nie wystąpili nigdy wykonawcy z oryginalnego festiwalu. Raz do roku Kostrzyn staje się największym skupiskiem ludzi od czasu papieskich pielgrzymek. W 2018 r. organizatorzy ze względu na prawa autorskie byli zmuszeni zmienić kultową nazwę. Przystanek Woodstock odtąd gra jako Pol’and’Rock Festival. Michael Lang nie zdołał wskrzesić imprezy w Stanach, ale duch Woodstocku nie umarł. Po prostu się przeprowadził. Z Bethel do Kostrzyna nad Odrą.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Dlaczego książki drożeją, a księgarnie upadają? Na rynku dzieje się coś dziwnego

Co trzy dni znika w Polsce jedna księgarnia. Rynek wydawniczy to materiał na poczytny thriller.

Justyna Sobolewska, Aleksandra Żelazińska
18.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną