Z całą pewnością każdy kraj biorący udział w II wojnie światowej nakręcił o niej jakiś film, ale nie tylko. W sumie powstały ich tysiące. Prezentujemy 12 naszym zdaniem nie najlepszych, a jeśli wartych obejrzenia, to z innych powodów, niż chcieliby ich twórcy.
„Parszywa dwunastka 4” („The Dirty Dozen: The Fatal Mission”, USA, Jugosławia, Włochy, 1988)
„Parszywa dwunastka” (1967), absolutny klasyk kina wojennego, doczekała się aż trzech kontynuacji. Niestety. Wszystkie sequele są dziełami telewizyjnymi i nie wytrzymują porównania z oryginałem. Co prawda Lee Marvin zagrał jeszcze tylko w „dwójce” (zmarł w 1987 r.), za to niestrudzony Ernest Borgnine (grał w filmach od 1950 do 2018 r.!) wierny był „parszywcom” do końca. Zaś Telly Savalas, który w międzyczasie został Kojakiem, wrócił zasadniczo odmieniony w części trzeciej. W oryginalnej „Parszywej dwunastce” wcielił się w jednego z 12 żołnierzy-skazańców, którym zostaje powierzona misja niemożliwa. A już w „Parszywej dwunastce 3: Zabójcza misja” (1987; koprodukcja amerykańsko-jugosłowiańska) z dewianta Archera Maggotta przedzierzgnął się w mjr. Wrighta przewodzącego grupie straceńców.
Ostatnie dzieło tetralogii opowiada o tym, jak wojacy z wyrokami chcą zapobiec zawiązaniu w Turcji... IV Rzeszy. Taki jest hitlerowski plan na wypadek przegranej wojny. Pomijając fabułę i mizerię całości, Savalas miał wtedy blisko 70 lat i nadwagę. Ten obraz był dla niego tak spóźniony jak „Zielone berety” (1968) dla Johna Wayne’a. Tyle że ten drugi to jednak słynny film.