Ludzie mają prawo wiedzieć
Agnieszka Holland: Niezależnie, kiedy PiS upadnie, podziały zostaną z nami na bardzo długo
JANUSZ WRÓBLEWSKI: – Jak pani przyjęła wiadomość o Noblu dla Olgi Tokarczuk? I co to znaczy dla polskiej kultury?
AGNIESZKA HOLLAND: – Nagrodą dla Olgi ucieszyłam się tak bardzo, jakbym sama taką dostała. I nie tylko dlatego, że Olga jest mi bardzo bliska i że jest wspaniałą artystką i wyjątkowym człowiekiem. Ale dlatego również, że w czasach zmiany i wielkiego zamętu, które są dziś naszym udziałem, jej wyobraźnia, przenikliwość, głos są bardzo ważne, otwierają nowe perspektywy i mogą być prawdziwą inspiracją dla świata. Ważne więc, by głos ten był najszerzej słyszalny. Nobel temu pomoże.
Dla polskiej kultury to znak, że możemy komunikować się ze światem, że wartości, które tworzymy, są cenne dla innych – i daje nam to wszystkim ogromną siłę; stanowi też dowód, że warto być sobą, że warto odważnie eksplorować złożoność i wyjątkowość naszych korzeni, naszej wolności i współczesnego świata. To jest literatura, która ma bardzo kobiecą perspektywę, która w swej intymności, w swej humanitarnej wielkoduszności może poruszyć wielu i wszędzie. A my możemy być dumni, że ktoś tak mądry, tak utalentowany, tak szlachetny jest jedną z nas.
Jak pani wspomina współpracę z noblistką przy ekranizacji jej powieści?
Była szalenie harmonijna, bo Olga jest nie tylko kimś skromnym, delikatnym i wielkodusznym: rozdaje swe bogactwa niebywale szczodrze, ale naprawdę nie ma ego. Mogłyśmy współdziałać bardzo konstruktywnie, bo nie chodziło jej nigdy o udowodnienie, że to ona ma rację czy władzę, ale że zależy jej, podobnie jak mnie, na jakości wspólnego projektu.
Odbierając główną nagrodę na festiwalu w Gdyni, wygłosiła pani oświadczenie Kultury Niezależnej o pojawieniu się cenzury w Polsce. To był apel ostrzegający władzę czy już nawoływanie do buntu?