Zaczęło się pod koniec października 2009 r. od „Światłotrysku”, dzisiaj znanego jako „szklanka oranżady”. Stoi na Kępie Potockiej wysoki na 17 m, złożony z prawie setki podświetlanych elementów. Wieczorami rozświetla okolicę na Żoliborzu, rodzinnej dzielnicy Gomulickiego. Artysty kojarzonego raczej z fotografią i twórczością graficzną, który z różu uczynił niejako swój znak rozpoznawczy. Co on tu właściwie robi, ten wielki neon w mieście pomników?
„Spacerując po Warszawie, bez ustanku natykamy się na pomniki chwały, męczeństwa czy bohaterstwa, a ja jednak, chcąc nie chcąc wiedząc wiele o przelanej krwi, ciągle uśmiecham się do satyrów i boginek w Łazienkach czy Saskim, cieszy mnie Klucz wiolinowy na tyłach Akademii Muzycznej, z nadzieją czekam na kolejną Wystawę Róż. Stąd pomysł na współczesny pomnik lekkości, radości, urody chwili i jej ulotności” – mówił Gomulicki, zanim „Światłotrysk” nabrał ostatecznego kształtu jesienią 2009 r.
To pierwsza i największa plenerowa praca artysty. A stworzył ich kilkanaście. Najwięcej znajdziemy w Warszawie: cztery ingerencje w przestrzeń publiczną. Jedna mniej w Krakowie. Pozostałe były rozsiane po kraju (Sopot, Szczecin, Poznań). Były – bo część zdążyła zniknąć, miała tymczasowy charakter. Najlepszym przykładem instalacja „Fantom” zrealizowana w ramach festiwalu Open City, która na krótko zmieniła oblicze lubelskiego Zamku. Przez kilka letnich miesięcy 2011 r. po zmierzchu okna nad wejściem budowli jarzyły się neonowym światłem o różowej barwie. Kontynuacja „Światłotrysku” w Lublinie świetnie się wkomponowała w miejską tkankę. Ale jak to w życiu: nie zawsze było tak różowo.