Wybitny kompozytor Mieczysław Wajnberg urodził się w Warszawie w zasymilowanej, ale przywiązanej do tradycji rodzinie żydowskiej. Według dokumentu, jaki uzyskał pod koniec życia w Moskwie, było to 8 grudnia 1919 r. – stąd w grudniu przypadają główne obchody urodzinowe w Rosji, a także w Warszawie, w muzeum Polin, z udziałem samego Gidona Kremera. Jednak parę lat temu muzykolożka Danuta Gwizdalanka, pisząc monografię o kompozytorze, odkryła kopię metryki, w której widnieje, że Mojsze Wajnberg przyszedł na świat 12 stycznia 1919 r.
Przed wojną młody kompozytor przedstawiał się jako Mieczysław Weinberg, ale mieszkając w ZSRR, gdzie uciekł w 1939 r., powrócił do fonetycznej formy Wajnberg, zarazem transkrypcji z cyrylicy. Był przywiązany do polskiego imienia – przyjaciołom kazał nazywać się Mietkiem i zawsze twierdził, że imię Mojsiej nadano mu w ZSRR. Okazuje się, że Mojsiej był nawet bliższy prawdzie, ale dziś – zgodnie z wolą artysty – używamy imienia Mieczysław, a nazwisko piszemy w Polsce Wajnberg (na świecie Weinberg).
Twórca osobny
Gdy po 27 latach przyjechał na Warszawską Jesień, zobaczył, że po jego mieście rodzinnym prawie nie ma śladu; dawni koledzy z konserwatorium omijali go, gdyż był członkiem delegacji sowieckiej. Publiczność go nie zauważyła – nikt prawie nie wiedział o tym, że pochodził z Polski, a jego muzykę odbierano jako zbyt zachowawczą w ówczesnym szaleństwie awangardy. Dopiero dziś muzycy polscy odkrywają wyjątkowość tych dzieł. A jest co odkrywać: Wajnberg komponował niemal bez przerwy, stworzył ponad 150 opusów. Usprawiedliwiał się jakby w ten sposób z tego, że on ocalał, a jego rodzice i siostra zginęli. Ta trauma była w nim obecna przez całe życie.
To zdumiewające, jak muzyka Wajnberga potrafi wciągać.