ANETA KYZIOŁ: – Dziewięć pracownic krakowskiego Teatru Bagatela, które w listopadzie ujawniły mające trwać wiele lat molestowanie przez dyrektora teatru, zeznaje przed sądem, postępowanie prowadzi prokuratura. Dlaczego dopiero teraz?
ALINA CZYŻEWSKA: – Rozumiem, że może być trudno to zrozumieć komuś, kto przychodzi na sam finał sprawy, kiedy to wychodzi na wierzch. Ale tak z ręką na sercu, ile razy sami zareagowaliśmy, gdy widzieliśmy, że ktoś bije na ulicy dziecko albo psa? Stworzyliśmy świat, w którym rodzic może bić dziecko, a nauczyciel, dyrektor, mistrz, każdy znajdujący się wyżej w hierarchii ma władzę daleko wykraczającą poza normy prawne i potrzeby. Wszyscy, nie tylko ludzie teatru, tkwimy w takim systemie, w którym ci, którzy mają władzę, mogą więcej, bo społeczeństwo na to pozwala. A patrzenie władzy na ręce nie popłaca.
Teatr nie jest wyjątkiem?
Mamy tu jeszcze bardziej rozmyte granice niż gdzie indziej. Dyrektorzy i reżyserzy, obu płci, stale oceniają nie tylko kompetencje, ale też ciała aktorów. Już na studiach słyszysz, że aktorka nie powinna mieć granic, nie powinna się wstydzić. Że aktor, jak mu się każe zdjąć majtki, ma to zrobić bez dyskusji. Takie przekraczanie prywatności na próbach łatwo przenosi się poza nie. Ułatwia to też zwyczajowa teatralna „fraternizacja”, przechodzenie na „ty” – w urzędach raczej nie jest się ze wszystkimi po imieniu. Poza tym w zupełnie innej sytuacji są kobiety, bo one w naszym społeczeństwie od dziecka uczone są bycia grzeczną, miłą, uległą. Na fali akcji #MeToo kobiety w internecie opisywały przypadki molestowania. Z komentarzy dowiadywały się, że jak zostały obmacane w autobusie, to powinny się cieszyć, bo to komplement był.