Nie milkną kolejne echa wypowiedzi wybitnego naukowca, znawcy kroniki Kpinomira, arcybiskupa Marka Jędraszewskiego – tym razem o zgubnej ideologii „ekologizmu”, stanowiącej „powrót do Engelsa”. Czy „ekologizm” istnieje? Oczywiście nie, podobnie jak nie istnieje „ideologia LGBT” oraz jej wcześniejsze wcielenie „ideologia gender”. Istnieje natomiast ekologia, nauka o relacjach między gatunkami a środowiskiem – jej nazwę wprowadził półtora wieku temu Ernst Haeckel, wybitny niemiecki zoolog i ewolucjonista. W czasach nam bliższych, kiedy zmiany wprowadzane przez człowieka w środowisko naturalne stały się nie tylko widoczne gołym okiem, ale i alarmujące, a prognozy – coraz bardziej ponure, ekologia zyskała szersze znaczenie, nigdy jednak nie zmieniła się w żaden ekologizm. Jest to bujda na kółkach, wymyślona przez Jędraszewskiego, pusty retoryczny chochoł, w którym można do woli upychać wzięte znikąd strachy i lęki. Ekologizm przyjdzie, zabierze wam salceson, nakarmi wilki waszymi dziećmi, zmieni wasze posłuszne żony w hamadriady, a Greta Thunberg przerobi wasze czaszki na kielichy i będzie z nich piła bezglutenowy koktajl ze szczęśliwego jarmużu. Równie dobrze można by teraz wymyślić „ideologię chrześcijanizmu”, której założenia to składanie ofiar z dzieci, rozbijanie rodzin i rozsiewanie chorób wenerycznych. Czy chrześcijanie mogą się poczuć urażeni? Skądże, nie chodzi o chrześcijaństwo, chodzi o chrześcijanizm. Zły, zły chrześcijanizm!
Jędraszewskiemu wtóruje całe stadko biskupów, a także inny ksiądz profesor, Andrzej Maryniarczyk, który ujawnia poważniejsze spiski: otóż cały ten ekologizm wywodzi się nie tylko z Engelsa, ale i z Marksa, a konkretnie – z propagowanego przez marksizm ewolucjonizmu!