W jednym ze styczniowych numerów POLITYKI (4) Ewa Wilk rozmawiała z prof. Krystyną Skarżyńską o efektach wieloletnich badań pani profesor nad polskim społeczeństwem i demokracją. W rozmowie pada smutna refleksja, że – parafrazując tytuł głośnej pracy Andrzeja Ledera – prześniona w Polsce była, niestety, także demokracja, która uśpiła swoich obywateli, przeistaczając ich przede wszystkim w dość bezrefleksyjnych konsumentów. „Nasza transformacja była imitacyjna, a naśladowaliśmy to, czego dobrze nie znaliśmy” – mówi profesor. Chcąc jednak zakończyć swój prasowy wywód w miarę optymistycznie, namawia do tego, by od teraz zacząć w otwarty sposób myśleć nie tylko o tym, co będzie jutro.
– Czy to jednak jest jeszcze w ogóle możliwe? – miałam ochotę dodać to swoje pytanie na koniec wywiadu. – A może szklana trumienka, w której niczym śpiąca królewna spoczywa polska demokracja, na zawsze już pozostanie zamknięta? Jak wiadomo, książęta z bajki nie istnieją, a zresztą – gdyby istnieli – nawet mój 7-letni syn wie, że całowanie kogokolwiek bez pytania wcześniej o zgodę nie jest w porządku. Nikt nas nie uratuje, chyba że siłą. Bardzo zaś wątpię, czy jesteśmy w stanie uratować się jeszcze sami.
Ostatnie dni przyniosły bowiem kolejne dowody na to, jak naprawdę źle ma się nasz kraj. Kiedy przeczytałam cytaty z Tomasza Machały, zarządzającego portalem Wirtualna Polska, który zdaniem OKO.press bez cienia skrupułów mówił swoim dziennikarzom: „Nie będę demolował interesów z Ministerstwem Sprawiedliwości, dlatego że wisi na tym twoja pensja, twoja pensja i jeszcze pensje 25 innych osób” – poczułam ciarki na plecach. Od czasu afery Rywina różne miewało się przypuszczenia, jak wyglądają takie sceny w duchu „wicie, rozumicie, kolego, my tu wam teges, a wy nam potem tenteges”, ale przytoczone słowa Machały były krystaliczne jak łza, żadnych półtonów, żadnych pauz.