Dał się zapamiętać przede wszystkim jako twórca komediowych seriali, które biły rekordy popularności: „Wojny domowej”, „Czterdziestolatka”, „Tygrysów Europy”. Ośmieszał w nich rozdźwięk między pompatyczną, fasadową rzeczywistością ideologii, propagandy i reklam a tym, jak wygląda i czym jest życie w całej swojej głupocie i mizerii. Ułudę i trudne do zrealizowania marzenia konfrontował z nieefektowną codziennością.
Jerzego Gruzę szczególnie interesowała pewna odmiana romantyzmu. Pokazywał naiwnych marzycieli zawierzających sloganom, biorących na serio, co się do nich mówi w pracy, na naradach, w radiu i telewizji. Modelowym przykładem takiego bohatera, wyrażającego przy okazji ducha peerelowskiego surrealizmu, był inżynier Stefan Karwowski, tytułowy czterdziestolatek: intelektualnie niezbyt lotny, ale ambitny i uczciwy, trochę safanduła, trochę tchórz – polski Woody Allen lat 70. Wiele scen, powiedzonek z tego serialu do dziś jest powtarzanych, cytowanych i weszło w obieg codziennego dialogu, np. hasło „akcja–odwet”. Gruza z radością przytaczał historyjkę zasłyszaną niegdyś od dziennikarza, jakoby Lech Wałęsa, zapytany, czy nie podjąłby się funkcji premiera, miał odpowiedzieć: „Ja jestem kobieta pracująca, żadnej pracy się nie boję”.
Reżyser uwielbiał rozbawiać i być rozbawianym. Lubił też prowokować. Jacek Fedorowicz w książce „Mistrz offu” przytacza anegdotę, jak w stanie wojennym podczas zakrapianego alkoholem przyjęcia między jednym toastem a drugim Gruza wypytywał wysoką funkcjonariuszkę telewizji ZSRR o los wyrzuconego z pracy i pozbawionego wszelkich tytułów Andrieja Sacharowa. Niektórzy drżeli przed jego złośliwościami, większość uważała, że wykazywał cyniczne podejście do życia, ale był człowiekiem o wielkim sercu, mającym po prostu przeciwne zdanie na prawie wszystkie tematy.