JANUSZ WRÓBLEWSKI: – Może się mylę, ale to chyba pierwszy zagraniczny, wysokobudżetowy serial, w którym polska aktorka gra główną rolę.
JOANNA KULIG: – Główną rolę kobiecą obok Amandly Stenberg, bo fabuła toczy się wokół postaci granej przez Amerykanina André Hollanda, którego pamiętamy z „Moonlight” i „Selmy”. W serialu on jest nowojorskim pianistą, współwłaścicielem nocnego klubu jazzowego, a ja piosenkarką, jego dziewczyną, która podąża za nim do Paryża. Serial jest podzielony na osiem odcinków. Oprócz wątku dominującego każdy opowiada o innej postaci z zespołu. Mój, zatytułowany „Maja”, jest piątym z kolei.
Warto doczekać. Stworzyłaś świetną kreację. Kiedy odbył się casting i czy wiesz, jakie pokonałaś rywalki?
Nie było klasycznego castingu. Spotkałam się z reżyserem Damienem Chazelle’em na jego prośbę, po tym jak zachwycił się „Zimną wojną”. Chciał sprawdzić, jak sobie poradzę w języku angielskim. Dostałam dwie piosenki do nauczenia. Miałam je szybko nagrać i odesłać do teamu muzycznego, który pracował wraz z Damienem. Mimo zaawansowanej ciąży poprosiłam jednak o przesłuchanie na żywo. Bo to inna sytuacja, można coś zaimprowizować, pogadać. Tuż przed ceremonią oscarową, na trzy dni przed wyznaczoną datą mojego porodu, pojechałam do studia w Hollywood, na wszelki wypadek z walizką, gdyby trzeba było spędzić resztę wieczoru w szpitalu. Usta pomalowane na czerwono, oni wzruszeni, ja niesiona emocjami nieopatrznie przytaknęłam ochoczo na pytanie, czy w razie czego będę w krótkim czasie w stanie przygotować kolejnych 14 piosenek. Trzy godziny później dostałam telefon, że mam tę rolę.
A potem przyszło otrzeźwienie…
Promując „Zimną wojnę”, wpadłam w euforię.