Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Nic mi już nie zaszkodzi

Stellan Skarsgård, twórca filmu „Nadzieja”: Nic mi już nie zaszkodzi

Kadr z „Nadziei”: Stellan Skarsgård i Andrea Bræin Hovig jako para doświadczona ciężką chorobą. Kadr z „Nadziei”: Stellan Skarsgård i Andrea Bræin Hovig jako para doświadczona ciężką chorobą. Manuel Claro
„Ludzie zrobią wszystko, by żyć jak najdłużej. Ja wybieram teraźniejszość” – mówi Stellan Skarsgård, szwedzki aktor, którego wkrótce zobaczymy w dramacie „Nadzieja” Marii Sødahl, a później w wyczekiwanej „D­iunie” Dennisa Villeneuve’a.
Stellan SkarsgårdPiroschka van de Wouw/Reuters/Forum Stellan Skarsgård

JANUSZ WRÓBLEWSKI: – Zatrzymanie produkcji filmowej na skutek rozwijającej się pandemii postawiło twórców w trudnej sytuacji. Jak pan sobie radzi z przymusową bezczynnością z powodu koronawirusa?
STELLAN SKARSGÅRD: – Dużo gotuję. Mam ośmioro dzieci w różnym wieku. Wszystkie są teraz w Szwecji. Staram się zaspokoić ich oczekiwania.

One nie zastąpią widowni. Musiał pan mocno zweryfikować swoje plany zawodowe na ten sezon?
Spadły mi dwa projekty. Jeden to serial. Nie wiadomo, czy telewizja zechce do niego jeszcze wrócić. Nie należę do osób najbiedniejszych. W sumie zarobiłem tyle, że mógłbym spokojnie żyć, nie wychodząc praktycznie z domu. W razie choroby system opieki zdrowotnej w Szwecji działa bezbłędnie. Jestem w uprzywilejowanej sytuacji, nie narzekam, wielu ma ode mnie gorzej.

Wszystkich ta sytuacja bardzo frustruje. Mówi się o długofalowych konsekwencjach dla branży. Jakie grupy ucierpią najbardziej?
Trudno przewidzieć. Strach jest wszechobecny. Skutki ograniczenia działalności artystycznej dotkną szczególnie mocno środowiska twórców niezależnych, którzy od lat walczą o dotacje i większą widownię. Ci najambitniejsi, mierzący naprawdę wysoko, odczują to najboleśniej. Multipleksy są pozamykane. Nie generują żadnych dochodów. Obieg festiwalowy zamarł. Zapowiadane premiery się nie odbywają. To przyspieszy ich upadek.

Dlaczego?
Bo tracą zainwestowane pieniądze. Studia hollywoodzkie też oczywiście tracą. Jednak miliardera nawet spory uszczerbek dochodów nie doprowadzi do bankructwa. On przy odrobinie szczęścia nawet tego nie zauważy. A mały producent sobie nie poradzi. Nie wygrzebie się z długów, będzie zmuszony zamknąć interes.

Co jeszcze się zmieni w przemyśle rozrywkowym, gdy epidemia minie?

Polityka 22.2020 (3263) z dnia 26.05.2020; Kultura; s. 72
Oryginalny tytuł tekstu: "Nic mi już nie zaszkodzi"
Reklama