Grupa nieznajomych budzi się zakneblowana na odciętym od świata poligonie. Nie wiedzą, gdzie są ani jak tam trafili. Za to szybko przekonują się, że pełnią funkcję zwierzyny, a świetnie uzbrojeni „myśliwi” urządzili sobie łowy na ludzi. Ci, którzy przeżyją pierwszy atak, stoczą rozpaczliwą walkę o przetrwanie. „Polowanie” Craiga Zobela, które trafiło niedawno na ekrany polskich kin, to niezależny thriller, wzbogacony o elementy krwawego horroru i bardzo czarnej komedii. Stosunkowo skromna produkcja, pozbawiona gwiazd w obsadzie (główną rolę gra Betty Gilpin, znana z netfliksowego serialu „GLOW”). Czym zatem zdołała rozsierdzić Donalda Trumpa i jednocześnie zaskoczyć liberalnych krytyków? Wszystko zaczęło się od Hillary Clinton.
Był schyłek lata 2016 r., kampania prezydencka w Stanach Zjednoczonych wchodziła w najgorętszą fazę. „Połowę zwolenników Trumpa można wrzucić do szuflady z napisem »godne ubolewania«” – mówiła wtedy Clinton na jednym z wieców wyborczych, dodając, że są „rasistami, seksistami, homofobami i ksenofobami” (później przyznawała, że nieszczęsna przemowa była jedną z przyczyn jej wyborczej porażki). Polskie tłumaczenie nie oddaje w pełni pogardy, z jaką Clinton potraktowała sporą część swoich rodaków. Oryginalny zwrot basket of deplorables ma większą siłę rażenia i moc nośnego politycznego sloganu, jak niegdyś w Polsce „moherowe berety” – niby nie wulgarne, a przecież wymyślone po to, by obrażać. Natychmiast zresztą zostało wykorzystane przez przeciwników senatorki, zaś przez część wyborców Trumpa było obnoszone z dumą. W końcu deplorables to ci, których nienawidzi wielkomiejska elita.
I tu wracamy do „Polowania”, gdzie to pejoratywne określenie zostaje użyte w stosunku do ofiar i nie jest to przypadkowe nawiązanie.