Niestety, nie obyło się bez kłopotów, których przysporzył koronawirus. Wielka, pieczołowicie przygotowywana przez trzy lata wystawa w Scuderie del Quirinale otwarta była zaledwie przez 72 godziny, mimo że sprzedano kilkadziesiąt tysięcy biletów na wiele kolejnych tygodni. Teraz ekspozycję ponownie udostępniono, ale w ostrym reżimie sanitarnym (co pięć minut wpuszczane są grupki 10 osób, które na znak dzwonka muszą przechodzić do kolejnej sali) i nie wiadomo, na jak długo. Wielka szkoda, bo to pierwsza w historii tak obszerna prezentacja dorobku artysty.
Na wystawie zgromadzono ok. 120 prac mistrza renesansu. To godna reprezentacja, choć warto przypomnieć, że Rafael był twórcą dość płodnym, dzięki czemu dziś wiele muzeów na świecie może pochwalić się posiadaniem przynajmniej jakiejś jego Madonny z dzieciątkiem. I my, w Polsce, mieliśmy piękny „Portret młodzieńca”, ale niestety zaginął podczas drugiej wojny światowej i do dziś nie udało się go odnaleźć. Warto jednak dodać, że mocnym punktem w dorobku Rafaela stały się freski, realizowane głównie w watykańskich pokojach (tzw. stanza), których – z oczywistych powodów – do galerii nie dało się przenieść. Kilka tego typu prac można sobie bez żalu darować, bo nienadążającego ze zleceniami mistrza w ich tworzeniu wyręczyli jego uczniowie (a on je sobie tylko przypisywał). Ale poznawanie Rafaela bez „Szkoły Ateńskiej” czy „Dysputy o Najświętszym Sakramencie” to jak śledzenie dorobku Strawińskiego z wyłączeniem „Święta wiosny” czy przygoda z Led Zeppelin bez ich czwartego albumu. W wypadku Rafaela pozostaje więc obowiązkowy suplement w postaci albumów lub strony Google Arts&Culture.
Mistrz od końca
Wystawa nosi wydawałoby się absurdalny podtytuł, zawierający daty urodzin i śmierci malarza, acz w odwróconym porządku: „1520–1483”.