Zacznijmy zatem od mebli. Nie miałam pojęcia, że znajdują się za wysoko! Wisiały przecież tak, że sięgnięcie po szklankę czy kubek nie stanowiło dla mnie problemu, tym bardziej zaś nie było żadnym kłopotem dla mojego męża, który jest sporo wyższy ode mnie i bez wysiłku ściągał rzeczy nawet z najwyżej położonych półek w szafkach. Im dłużej jednak żyliśmy w otoczeniu nowych kuchennych mebli, tym częściej słyszałam prośbę o pomoc w zdjęciu komuś czegoś z tych szafek. Pierwsza była chyba moja mama, którą zastałam kiedyś wdrapującą się na taboret w celu wyjęcia dzieciom misek do zupy. Potem prośby o pomoc słyszałam od moich koleżanek wpadających w odwiedziny z butelką wina, które nie mogły dosięgnąć do postawionych z tyłu kieliszków albo kubków na herbatę. W końcu przyjrzałam się tym szafkom i zadzwoniłam do stolarza z pytaniem, czy może powiesił je faktycznie jakoś za daleko od podłogi? – Powiesiłem według waszego wzrostu – rzekł, zapewne wzruszając przy tym ramionami. – Macie w kuchni wysoko, to powiesiłem tak, żeby wykorzystać przestrzeń. No przecież dosięgacie, mówiła pani, że ma 174 cm wzrostu!
Mówiłam! A jednak nie połączyłam tej luźno rzuconej w ferworze remontu odpowiedzi na pytanie stolarza z faktem, że moja kuchnia dostosowana została wobec tego wyłącznie do potrzeb osób (jak na standardy mojego pokolenia) wysokich. Każdy, kto nie pasuje do tych wymiarów, w mojej kuchni musi od czasu do czasu poprosić o pomoc.
A teraz proszę sobie wyobrazić, że większość miejsc na świecie to takie kuchnie zbyt wysokich znajomych, których odwiedzacie. Jeśli jesteście kobietą – pewnie nie będziecie mieć z tym najmniejszego problemu. Zwłaszcza gdy będziecie już po lekturze książki Caroline Criado Perez „Niewidzialne kobiety.