Obudził mnie dzwonek do drzwi. Na wycieraczce znalazłam sporą paczkę, a w niej 900-stronicowe tomiszcze w kolorze biskupiego fioletu. „Dezorientacje. Antologia polskiej literatury queer”, długo oczekiwane dzieło trzech habilitowanych polonistów młodszego pokolenia: Błażeja Warkockiego, Tomasza Kaliściaka i Alessandra Amenty. Książka, której nie waham się nazwać najgorętszą nowością wydawniczą tego roku, mimo że jest dopiero marzec. Pasuje do niej angielskie określenie instant classic, bo to jedna z tych publikacji, które już w chwili wydania przechodzą do historii. Jarosław Gowin oburzał się kiedyś jako minister nauki, że Narodowy Program Rozwoju Humanistyki znalazł pieniądze na ten projekt, a nie na badania nad spuścizną Józefa Tischnera. Dzisiaj widać, że dobrze się stało – księży mamy w Polszcze dostatek, a taka antologia jest tylko jedna. To nie książka – to kulturotwórczy gest, który powołuje do istnienia polską tradycję queerową i całą naszą kulturę wprawia w stan dezorientacji. W latach 90. ukazała się legendarna antologia „liryki urodzonej po roku 1960” pt. „Macie swoich poetów”. Do „Dezorientacji” pasowałaby parafraza tamtego tytułu: „Macie swoich odmieńców”. Mamy ich. Nareszcie jest się czego chwycić.
Bo weźmy taką Gruzję. Kraj hegemonicznej męskości, w którym tradycja i hierarchia są wszystkim. Największym zaufaniem cieszą się Cerkiew i wojsko, osoby niebinarne i transpłciowe muszą liczyć się z tym, że zostaną pobite na ulicy (zdarzały się też zabójstwa), a gej czy lesbijka niemal na pewno nie dostaną pracy. I ta właśnie Gruzja – pomijając cepelię, chinkali i toasty – słynie ostatnio na świecie przede wszystkim ze swojej kultury queer. Współczesnej, ale zakorzenionej w zapomnianych wątkach z przeszłości, zwłaszcza z historii tańca.