Naczelną zasadę pisowskiej edukacji najlepiej wyraża formuła, której pewna prawicowa dama użyła kiedyś w rozmowie ze mną, myśląc o swoim wnuku: „Dziecko trzeba złamać”.
Urodziłam się trzy miesiące przed końcem panowania Gomułki, więc w tryby szkół państwowych wpadłam na tyle późno, że ominęły mnie obowiązkowe pogadanki o marksizmie-leninizmie, zajęcia z ekonomii politycznej czy studium wojskowe. W moich czasach ideowy profil publicznego kształcenia był wypadkową martyrologii narodu szlacheckiego i traumatyzujących nowelek o zmarnowanym talencie pastuszka. Owszem, w podręcznikach do historii i polskiego nie brakowało białych plam, ale przy pomocy nauczycieli i rodziców można je było zapełnić bez większego trudu.
Polityka
27.2021
(3319) z dnia 29.06.2021;
Kultura;
s. 87
Oryginalny tytuł tekstu: "O łamaniu dzieci"