Na wielkie ekrany „Czarna Wdowa” trafia z ponadrocznym opóźnieniem. Była jednym z pierwszych filmów, które w ubiegłym roku padły ofiarą pandemicznego lockdownu. Planowaną na maj 2020 r. premierę przekładano trzykrotnie. Wytwórnia Disneya broniła się przed wprowadzeniem filmu bezpośrednio na platformy streamingowe (ostatecznie w Stanach Zjednoczonych trafia równocześnie do kin i serwisu Disney+), wierząc, że spragnionej mocnych wrażeń publiczności należy się rozrywka na wielkich ekranach – nie mówiąc już o tym, że zysk ze sprzedaży biletów jest znacząco większy niż zarobki na rynku VOD. W końcu Marvel Cinematic Universe, którego częścią jest „Czarna Wdowa”, to najbardziej dochodowa seria filmów w dziejach kina (w ciągu 13 lat, jakie minęły od premiery filmu „Iron Man”, zarobiła blisko 23 mld dol.).
Wyzwolona z lycry
Główną rolę zagrała Scarlett Johansson, która w postać Nataszy Romanoff, tajnej agentki znanej jako Czarna Wdowa (taki pseudonim otrzymywały wszystkie kobiety biorące udział w elitarnym programie treningowym), wcielała się już w poprzednich filmach o Avengersach. Akcja toczy się krótko po wydarzeniach pokazanych w „Kapitanie Ameryce: Wojnie bohaterów”, gdy polityczne spory skłóciły superbohaterów i sprawiły, że część z nich musiała uciekać przed prawem. Natasza ukrywa się w norweskim miasteczku, lecz zostaje zmuszona do walki z potężnym rosyjskim oligarchą Drejkowem (Ray Winstone), który tworzy armię zabójczyń, zmuszonych do bezwzględnego posłuszeństwa temu, kto wydaje im rozkazy. Romanoff – z pomocą swojej siostry Yeleny (Florence Pugh), dezerterki z programu Czarnych Wdów, oraz niewidzianych od lat przybranych rodziców (Rachel Weisz i David Harbour) – postanawia powstrzymać Drejkowa, a dzięki temu raz na zawsze rozliczyć się z demonami przeszłości.