Ruszam na wakacje z poczuciem, że muszą być inne od wcześniejszych. W drodze nad polskie morze autostradą A2 szukam potwierdzenia na to, że coś zmieniło się po drugiej i trzeciej fali pandemii, i tysiącach ludzi zmarłych na covid.
Na stacjach benzynowych zdrożało paliwo, ale ludzie dalej chodzą bez maseczek, a na billboardach wzdłuż autostrady głównie twarze piłkarzy zachęcające do internetowych zakładów sportowych. Ogłoszenia o centrach logistycznych do wynajęcia i reklamy skutecznej w 100 proc. męskiej antykoncepcji, czyli wazektomii. Ta ostatnia reklama to chyba efekt uboczny nowej ustawy antyaborcyjnej – myślę, mijając samotny ogromny billboard skierowany do „Kochanych, popierających aborcję”, który przy pomocy cytatu z księdza Rafała Jarosiewicza („Aborcja nie jest dobra. Widziałem za dużo cierpienia i łez kobiet, które się jej dopuściły”) nawraca kierowców i pasażerów na właściwą drogę. A przecież po skierowanej przeciw uchodźcom kościelnej akcji „Różaniec do granic” nic już mnie nie powinno dziwić.
Przy wjeździe z głównej drogi ta sama wyblakła reklama od lat – strzałka do sklepu DELTA. Teraz nabrała nowego, niepokojącego znaczenia. Tym bardziej że na sąsiedniej tablicy reklamują się usługi pogrzebowe.
Morze niezmiennie piękne i niepokojące. Jedyne ślady po pandemii to walające się na piasku jednorazowe maseczki. Ale po co właściwie ktoś je przyniósł na wydmy i na plażę? Przecież w tym roku nikt tu już ich nie nosi nawet w sklepach czy w restauracjach. A raczej nie są pamiątką z zeszłej wiosny.
Co przez ten ciężki rok się zmieniło? Rozglądam się i nie widzę. Na pierwszy rzut oka widać tylko wszechobecność youtuberów z Ekipy. Dzieci jedzą lody Ekipy, noszą ubrania i zmywane tatuaże z napisem Ekipa i śpiewają piosenki Ekipy.