W „Całkowitym zaćmieniu” Agnieszki Holland, opowiadającym o romansie dwóch wybitnych poetów francuskiego symbolizmu, Rimbauda i Verlaine’a, pojawia się sekwencja scen przedstawiająca ich legendarną włóczęgowską podróż po Francji. Był rok 1872, Rimbaud miał 18 lat i napisał już genialne wiersze oraz „List jasnowidza” (1871 r.), w którym postulował konieczność „rozprzężenia wszystkich zmysłów”; Verlaine miał lat 28 i obsesyjnie kochał się w Rimbaudzie. W filmie widzimy kochanków, którzy budzą się w stogu siana, baraszkują na łące, po czym wędrują bez celu aż do zapadnięcia zmierzchu. Nie mają grosza przy duszy, ale cały świat należy do nich, kiedy porzucają konwencjonalne życie i ruszają w drogę. Wolność, którą pokazuje Holland, przemawia do wyobraźni, zwłaszcza młodzieńczej. To element romantycznego etosu artysty szaleńca, nędzarza bogatego swoim przeżyciem wewnętrznym, niedopasowanego indywidualisty. Rzadko pamięta się o ciemniejszej stronie tego mitu: Verlaine, uganiając się za Rimbaudem, porzucił ciężarną żonę. Krzywdził innych, skończył jako alkoholik. Genialny Rimbaud odszedł od literatury i zajął się handlem bronią (zmarł młodo na raka). Ci, którzy szli w jego ślady, często kończyli tragicznie. Model artysty wyklętego uwznioślał biedę i, niejako w pakiecie, usprawiedliwiał brak odpowiedzialności. Biedny, pijany poeta – oczywiście mężczyzna – po prostu nie mógł troszczyć się o innych ludzi, nie umiał być częścią rodziny ani społeczności.
Ten mit nadal powraca, zwłaszcza kiedy mowa o pieniądzach. Poetom i poetkom nie wypada myśleć o forsie ani traktować swoich natchnionych działań w kategoriach pracy. Twórczość ma być następstwem przymusu wewnętrznego. Sama w sobie ma być wystarczającą zapłatą. Zresztą co to za praca, z której nie ma kasy?