Znamy takie spory z historii. Twórcy postaci Supermana, Joe Shuster i Jerry Siegel, jako dwaj młodzi artyści z marzeniami, sprzedali swojemu wydawcy prawa do tej postaci za 130 dol. Później, gdy komiks stał się fenomenem, próbowali pozwać DC Comics o większą kompensację, w odpowiedzi na co zostali zwolnieni. Obaj żyli w biedzie, Siegel miał nawet sypiać na ławce w parku, a Shuster zmarł pogrążony w długach. Zapomniany i w niedostatku odszedł również Bill Finger, współtwórca postaci Batmana, który oficjalnego uznania tego faktu i odnotowywania w komiksach czy filmach się nie doczekał – nastąpiło to dopiero w 2015 r., ponad 40 lat po jego śmierci (więcej na ten temat w tekście Marcina Zwierzchowskiego pt: Zapomniani twórcy komiksowych superbohaterów).
Znamy takie spory również z Polski. W październiku 2018 r. Andrzej Sapkowski zagroził pozwem twórcom serii gier „Wiedźmin”, firmie CD Projekt, argumentując, że wynagrodzenie, jakie otrzymał za prawa do realizacji gier – wedle nieoficjalnych doniesień 35 tys. zł – jest niewspółmierne do zysków, jakie firma z nich osiągnęła. Pisarz oparł się na art. 44 prawa autorskiego, wedle którego „w razie rażącej dysproporcji między wynagrodzeniem twórcy a korzyściami nabywcy autorskich praw majątkowych lub licencjobiorcy twórca może żądać stosownego podwyższenia wynagrodzenia przez sąd”. Skończyło się ugodą zawartą w grudniu 2019 r.
Jeżeli o batalii Sapkowskiego z gigantem rynku gier słyszeli amerykańscy twórcy komiksów, zapewne spoglądali na ten przypadek z zazdrością. Ich żądania są bowiem zbywane przez wydawców od dekad. Wraz z rosnącymi, idącymi w miliardy dolarów, zyskami z filmów, seriali czy gier z superbohaterami, niezadowolenie tych, na których pracy bazują wielkie studia, tylko rośnie.