Wilhelm Sasnal osiągnął światowy sukces ok. 2007 r., a decydująca okazała się londyńska aukcja, na której jego obraz „Samoloty” sprzedany został za 396 tys. dol. Artysta miał wówczas 35 lat, a krajowe środowisko artystyczne ogarnęła „sasnalomania”. Co drugi absolwent malarstwa próbował „być jak Sasnal”. I przez ponad dekadę krakowski artysta musiał dźwigać brzemię tego, któremu się udało. Ale oto pojawiła się nowa liderka. Ewa Juszkiewicz, mając lat 37, zdetronizowała go w mijającym roku w sposób bezdyskusyjny i prawdziwie spektakularny, zarówno na polu galeryjnym, jak i aukcyjnym. Przyjrzyjmy się, jak i dlaczego do tego doszło, co stało za jej sukcesem, jakie mechanizmy wywindowały ją na międzynarodowe, jeśli nie szczyty, to przynajmniej wyżyny.
Jak z katapulty
Zacznijmy jednak od tego, co zdarzyło się w 2021 r. Na jego początku odbyła się indywidualna wystawa artystki w nowojorskiej galerii Gagosian, czyli w jednej z 18 rozsianych po świecie, należących do tego potentata rynku sztuki. Z handlowego punktu widzenia to sam szczyt łańcucha pokarmowego, na który składają się artyści, kolekcjonerzy, kuratorzy, krytycy. Sztuka jest tu najmniej ważna, liczy się – prowadzony dość bezwzględnie – interes. Jeśli dajesz szansę na godziwy zarobek, to trafiasz do nas, a my ciebie windujemy w górę. Słabnie zainteresowanie kupujących – wypadasz z gry. Z polskich artystów doświadczył tego choćby Piotr Uklański, który miał u Larry’ego Gagosiana swój życiowy, całkiem okazały, epizod.
Utrwaleniu pozycji Juszkiewicz w światowym handlu sztuką niewątpliwie sprzyja także jej „druga nóżka”, czyli obecność w stajni europejskiej galerii Almine Rech. Nie tak potężnej jak Gagosian, ale także należącej do światowej elity.