Kto zastąpił dyżurnych przestępców powieści milicyjnej, czyli cinkciarzy, badylarzy i artystów? „Skorumpowani policjanci, zblatowani sędziowie i prokuratorzy, nieuczciwi ministrowie i parlamentarzyści, jak nasi przyjaciele Waligóra i Krzywa Warga, nie tworzą żadnej mafii. Mafia, podobnie jak komuna, nie jest dla Polaków. Oni wszyscy kręcą na boku swoje własne lody” – tak opisuje polską rzeczywistość jeden z bohaterów powieści Marka Harnego „Pismak”, w której krakowski dziennikarz Adam Bukowski próbuje ustalić, dlaczego i przez kogo została zamordowana jego koleżanka po fachu.
W nowych polskich kryminałach negatywnym bohaterem jest najczęściej ktoś wysoko postawiony. Nawet jeśli ściganym przez detektywa przestępcą jest groźny mafioso, to i tak zwykle okazuje się, że chroni go minister albo poseł. Dokładnie z takim obrazem świata można się zetknąć rozmawiając z sąsiadami czy też usłyszeć o nim od współpasażerów w autobusie.
Gdyby więc pod tym względem polską literaturę kryminalną porównywać z zagraniczną, okazałoby się, że fabuła naszej rodzimej ma zwykle więcej wspólnego ze spiskowymi teoriami produkowanymi (na większą skalę, z większym talentem i większym zaangażowaniem) przez Roberta Ludluma niż z powieścią detektywistyczną.