List do przyszłości
Norweska Biblioteka Przyszłości. Z tysiąca drzew za sto lat powstaną książki
Kilkaset osób z całego świata w czerwcową niedzielę wsiadło do metra w centrum Oslo i wysiadło na ostatniej stacji, a potem szło przez las Nordmarka (z przystankami na kawę nalewaną z metalowego starego czajnika i na czekoladę), żeby wziąć udział w ceremonii przekazania kolejnych rękopisów w ramach projektu Future Library. Gości było tylu, że leśna polana, do której doszliśmy, pękała w szwach. Usiadłam na mokrym po deszczu krzaczku jagód, za to z dobrym widokiem na pisarzy. Na drewnianej desce przede mną zajął miejsce Karl Ove Knausgård, autorka projektu Future Library, szkocka artystka Katie Paterson, i pisarka z Zimbabwe Tsitsi Dangaremba, a także David Mitchell i islandzki pisarz Sjón. Miał być jeszcze Ocean Vuong, ale w ostatniej chwili zachorował na covid. Za to przysłał trzech mnichów buddyjskich, którzy odmówili śpiewną modlitwę. Deszcz przestał padać, ptaki śpiewały, otaczały nas drzewa, z których powstanie papier do wydrukowania składanych tu rękopisów w 2114 r. Bo wszystko zaczęło się w 2014 r.
Wtedy to Katie Paterson rozpoczęła projekt Future Library: tysiąc drzew zostało posadzonych w lesie Nordamarka, a Margaret Atwood jako pierwsza autorka napisała książkę „Scribbler Moon”, ale – zamiast ją opublikować – zamknęła ją w pudełku na 100 lat. Porównała wtedy cały projekt do baśni o śpiącej królewnie: „To dziwne uczucie pomyśleć, że mój głos – uśpiony przez tyle lat – nagle obudzi się po 100 latach”.
Kto to przeczyta?
Co roku kolejny autor zaproszony do tego projektu przekazywał swój utwór, o którym nic nie wiadomo, poza tytułem. Drugi po Atwood był David Mitchell z książką „From Me Flows What You Call Time”, potem islandzki pisarz Sjón (2016 r.), Elif Shafak (2017 r.), Hang Kang (2018 r.