JULIUSZ ĆWIELUCH: – Mamy lato, ludzie czytają nas na wakacjach. Przyszedł mi pomysł, żebyśmy zrobili szybki coming out i przyznali się, że byliśmy na jednym roku filmoznawstwa, jesteśmy po imieniu, oglądaliśmy te same pirackie kopie, co prawda z Pasolinim, ale i „Rambo” się tam trafiał, więc nie ma co ściemniać.
MIROSŁAW FILICIAK: – To ja może pójdę nawet dalej w zdejmowaniu masek i dodam jeszcze, że moja rodzina posiadała trzy wypożyczalnie wideo w Krakowie, w których zresztą sam od czasu do czasu, głównie w wakacje, pracowałem. A na studiach zatrudniłem się u jednego z wideogigantów i widziałem nawet, jak ta firma gasła, bo wypożyczalnie kaset VHS były jak największe gwiazdy rocka. Żyły szybko i intensywnie, ale równie szybko i w dodatku nie najlepiej się zestarzały, więc format trzeba było wymienić na inny. Dziś moi studenci nie potrafiliby pewnie nawet obsłużyć magnetowidu. Zresztą z tego, co wiem, już nikt na świecie ich nawet nie produkuje.
U mnie w domu tylko ja i siostra potrafiliśmy obsługiwać magnetowid.
„Weź pan Rambo” to pozycja naukowa, ale mam nadzieję, że przystępna – i choć staraliśmy się z Patrykiem Wasiakiem, żeby nostalgia nie przesłoniła nam krytycznego spojrzenia, to nasza książka powstała też oczywiście na fali sentymentu. Wideo ukształtowało nasze pokolenie, jako jedna z pierwszych technologii dowartościowało młodych ludzi, którzy mieli przeważnie wyższe od rodziców kompetencje techniczne. Choć oczywiście to nie była jedyna zmiana społeczna, jaką pociągnęły za sobą magnetowidy.
Właściciel zaprzyjaźnionej wypożyczalni kaset wideo zwykł mawiać, że może i Wałęsa obalił komunę, ale to Rambo ją dobił.
Magnetowidy na pewno pomogły poszerzyć wyobraźnię Polek i Polaków w czasach ograniczonej mobilności fizycznej, pozwoliły podróżować do innych miejsc.